niedziela, 24 lutego 2013

Mr. Blockbuster - Jerry Bruckheimer

Siedząc na bezrobociu, zacząłem (oprócz oczywiście poszukiwania pracy) oglądać produkcje filmowe. Po pochłonięciu wszystkich sezonów Kryminalnych Zagadek Las Vegas, New York oraz Miami, rozpocząłem przygodę z Cold Case (Dowody zbrodni) . Coś przykuło moją uwagę a mianowicie znajome nazwisko tak wszechobecne - po zakończeniu każdego odcinka oraz w jednym z moich ulubionych filmów - Skarb narodów, Piraci z Karaibów - Jerry Bruckheimer.


Zacząłem poszukiwania kim jest ów jegomość - to co znalazłem przeszło moje oczekiwania - człowiek ten macza palce w pięćdziesięciu procentach znanych nam produkcji rodem z Hollywood, a zaczynał od reklamy dla Pepsi - jest jednym z potężniejszych i najbardziej wpływowych producentów.

Jerry urodził się 21 września 1945 r.) to amerykański producent filmowy. Wyprodukował między innymi takie filmy jak Gliniarz z Beverly Hills, Top Gun, Twierdza, Con Air - lot skazańców, Karmazynowy przypływ, Armageddon, Wróg publiczny, 60 sekund, Helikopter w ogniu, Pearl Harbor, Piraci z Karaibów i Skarb narodów.



Bruckheimer urodził się w Detroit w stanie Michigan. Studiował w Arizonie gdzie uzyskał dyplom z psychologii. Po studiach pracował w różnych miejscach do czasu, gdy nadarzyła się okazja wyprodukowania filmu. Wtedy też przeprowadził się do Los Angeles. Do 2007 r. wyprodukował ponad 30 filmów i jest uważany za jednego z najlepszych producentów w historii.

W latach 80. i 90. współpracował z Donem Simpsonem dla wytwórni Paramount Pictures. To właśnie w duecie z nim Bruckheimer wyprodukował swój pierwszy wielki hit Flashdance w 1983 r. Film ten zarobił w USA 95 milionów dolarów. Niedługo później powstały kolejne hity Gliniarz z Beverly Hills i Top Gun. Pomimo przedwczesnej śmierci Simpsona w 1996, Bruckheimer kontynuował pracę nad wieloma filmami, między innym Armageddonem, Helikopter w ogniu i seria Piraci z Karaibów.

Na początku kariery produkował reklamy, w tym jedną dla Pepsi. Od 1997 zajął się też pracą dla telewizji tworząc między innymi CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas. Wyprodukował tez popularny show The Amazing Race. Obecnie nadawanych jest 7 programów wyprodukowanych przez niego: CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas, CSI: Miami, CSI: NY, Bez śladu, The Amazing Race, Dowody zbrodni i Jedenasta godzina.



Jako jeden z najlepszych producentów otrzymał przydomek "Mr. Blockbuster", ponieważ wiele jego filmów osiągało znakomite wyniki. W sumie jego filmy zarobiły 13 miliardów dolarów. Sama seria "Piratów z Karaibów" przyniosła dochód 2.79 miliarda dolarów.

Jego projekty otrzymały 35 nominacji i 5 Oscarów, 8 nominacji i 5 nagród Grammy, 23 nominacje i 4 Złote Globy, 30 nominacji i 6 nagród Emmy, 8 nominacji i 4 nagrody People's Choice i wiele nagród MTV Movie Awards, włącznie z nagrodą za Najlepszy Film Dekady.

Bruckheimer był dwukrotnie żonaty. Jego pierwszą żoną była Bonnie Bruckheimer. Obecnie mieszka w Los Angeles z drugą żoną Lindą Bruckheimer. Ma pasierbicę imieniem Alexandra.

piątek, 22 lutego 2013

Alan Turning

Czy zastanawialiście się kiedyś kto wymyślił komputer? Oto sylwetka osoby, która uważana jest za twórcę komputera oraz informatyki.



A. Turning bo o nim mowa  (ur. 23 czerwca 1912 w Londynie, zm. 7 czerwca 1954 w Wilmslow) – angielski matematyk, kryptolog, twórca pojęcia maszyny Turinga i jeden z twórców informatyki.
Jego ojciec, Julius Turing, był pracownikiem indyjskiej służby cywilnej i razem z żoną Ethel Turing mieszkał w Chatrapur niedaleko Madrasu w południowych Indiach. Tam też Alan Turing został poczęty jesienią 1911. Ponieważ rodzice przyszłego matematyka chcieli, aby dziecko urodziło się w Anglii, opuścili Indie i 23 czerwca 1912 w Londynie urodził się Alan Mathison Turing. Jego ojciec niedługo po jego narodzinach wrócił do Indii, natomiast matka wyjechała piętnaście miesięcy później, w połowie września 1913, pozostawiając Alana pod opieką nianiek.

W 1926 roku Alan Turing rozpoczął naukę w Scherbone School w Dorset. Od samego początku nauki wykazywał duże zdolności w dziedzinie nauk ścisłych, jednak źle czuł się w szkole, która kształciła przyszłą kadrę przywódczą Imperium Brytyjskiego.

Uczęszczając do Sherborne School, Alan odkrył swoją orientację homoseksualną, wówczas też zakochał się w Christopherze Morcomie. Ten jednak zmarł niedługo później – 13 lutego 1930 - na gruźlicę.
Po śmierci ukochanego, Turing zaczął jeszcze ciężej pracować, aż w 1931 uzyskał stypendium naukowe na King's College w Cambridge.
 




Przebywając w Cambridge Turing napisał swoją prawdopodobnie najważniejszą pracę matematyczną On Computable Numbers, czyli O liczbach obliczalnych. To właśnie w niej wprowadził abstrakcyjną maszynę, która była w stanie wykonywać zaprogramowaną matematyczną operację, czyli tak zwany algorytm. Maszyna mogła wykonać tylko jeden, określony algorytm, na przykład mogła podnieść liczbę do kwadratu, podzielić, dodać, odjąć. Według Turinga liczby miały być podawane maszynie za pomocą papierowej taśmy podobnej do taśmy z melodią zapisaną dla pianoli. W swojej pracy Turing opisał wiele takich maszyn, które uzyskały wspólne miano maszyn Turinga. Następnie Turing opracował tak zwaną uniwersalną maszynę Turinga, która w zależności od instrukcji zapisanej na taśmie, miała wykonywać dowolną operację. W ten sam sposób udowodnił, że nie istnieje algorytm pozwalający odpowiedzieć na pytanie dotyczące nierozstrzygalności każdego innego twierdzenia (dlaczego?), a zatem nawet uniwersalna maszyna Turinga nie była w stanie zidentyfikować wszystkich nierozstrzygalnych stwierdzeń. Było to ostateczne rozwiązanie zagadnienia nierozstrzygalności wprowadzonego do logiki matematycznej przez Kurta Gödla. W tej samej pracy Turing przedstawił schemat pierwszego komputera przygotowany w oparciu o prace Charlesa Babbage'a i jego projekt maszyny różnicowej nr 2. Był to projekt, którego realizacja wykraczała poza możliwości ówczesnej techniki, jednakże z inżynierskiego punktu widzenia był on zupełnie prawidłowy. Dzięki pracy O liczbach obliczalnych w wieku 26 lat Turing został uznany za jednego z najwybitniejszych matematyków świata. Bardzo szybko robił karierę naukową, został nawet członkiem King's College.
W 1939 roku Rządowa Szkoła Kodów i Szyfrów zaproponowała Turingowi podjęcie pracy kryptoanalityka w Bletchley. Tam też matematyk (na przełomie 1939 i 1940 roku) zaprojektował tzw. bombę Turinga (częściowo w oparciu o prace polskich kryptoanalityków, np. Mariana Rejewskiego – zob. bomba kryptologiczna), urządzenie służące do łamania kodu Enigmy. Było to urządzenie, dzięki któremu rozszyfrowywanie wiadomości zapisanych przy użyciu niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma było dużo prostsze, tańsze, a co najważniejsze – skuteczniejsze. Bletchley posiadało piętnaście takich bomb, każdą przeznaczoną do jednej wiadomości.







W 1941 roku nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora Bletchley. Nowy szef, komandor Edward Travis zablokował kryptoanalitykom dostęp do funduszy na badania i budowę bomb. Wówczas Alan Turing i jego współpracownicy zwrócili się bezpośrednio do Winstona Churchilla po dotacje na prace związane z kryptoanalizą. Dotacje te otrzymali i w rok później Bletchley posiadało już czterdzieści dziewięć bomb. Powstała także stacja bomb w Gayhurst Manor. Wówczas (pośrednio) publicznie ogłoszono rekrutację do Bletchley, publikując w Daily Telegraph krzyżówkę. Sześciu czytelników, którzy poprawnie ją rozwiązali i przeszli specjalny test zorganizowany przez MI-6, zostało zatrudnionych razem z Turingiem w Bletchley.
Po wojnie Alan Turing zaprojektował jeden z pierwszych elektronicznych, programowanych komputerów. Był również pomysłodawcą tak zwanego testu Turinga – eksperymentu będącego próbą formalnego zdefiniowania sztucznej inteligencji.

W 1952 roku włamano się do domu Alana Turinga, który poinformował o tym fakcie policję. W wyniku jej śledztwa Turing potwierdził, iż jest homoseksualistą. Wówczas został oskarżony o naruszenie "moralności publicznej", wytoczono przeciwko niemu proces. Sąd dał mu wybór: więzienie lub terapię hormonalną. Turing wybrał terapię – konsultacje z psychiatrą i roczną kurację hormonalną, polegającą na przyjmowaniu estrogenu (kastracja chemiczna). Skutkiem ubocznym kuracji była między innymi ginekomastia.

Wskutek skazania stracił certyfikat dostępu do poufnych informacji oraz odsunięto go od badań związanych z konstrukcją komputera.

7 czerwca 1954 Alan Turing zamknął się w swojej sypialni i popełnił samobójstwo.

Premier Gordon Brown we wrześniu 2009 przeprosił w imieniu rządu Wielkiej Brytanii za "całkowicie niesprawiedliwe" i "straszne" potraktowanie Turinga.


Lobotomia

Lobotomia przedczołowa, inaczej leukotomia, zwana popularnie lobotomią lub lobotomią czołową – zabieg neurochirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia (najczęściej podwzgórzem lub wzgórzem), obecnie bardzo rzadko stosowany. Dawniej jedna z metod leczenia chorych na schizofrenię lub inne poważne zaburzenia psychiczne. Celem była redukcja procesów emocjonalnych, które zwykle towarzyszą procesom poznawczym – myślom i wspomnieniom (a więc i myślom natrętnym lub halucynacjom). Stosowano ją w czasie, gdy nie były jeszcze dostępne skuteczne leki przeciwpsychotyczne. Jednym z poważniejszych skutków ubocznych lobotomii przedczołowej jest utrata przez pacjenta poczucia "ciągłości własnego ja", świadomości, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i będzie jutro.

Ponieważ lobotomia nie zawsze okazuje się skuteczna, do tego jest nieodwracalna i prawie zawsze powoduje niekorzystne zmiany w psychice oraz zachowaniu pacjenta, w wielu krajach – m.in. w Polsce, gdzie jest zabroniona – obecnie w ogóle się jej nie stosuje.

Walter J. Freeman od 1936 r. propagował sposób prowadzenia lobotomii przedczołowej, poprzez wbijanie szpikulca do lodu przez oczodół pacjenta (wprowadzając go pod gałkę oczną) i cyt. "obracanie go jak mieszadełka do koktajli wewnątrz mózgu", co miało jego zdaniem leczyć psychozę, depresję czy przysparzające problemów zachowania. Freeman wykonał tę procedurę u ponad 2900 osób, spośród których najmłodsza miała 4 lata. Próbował on z zabiegu wbijania szpikulca w oczodół i przecinania wiązań zrobić zabieg ambulatoryjny, realizował około 4 tego typu zabiegów dziennie. Gdy u pacjenta dochodziło do zmniejszenia pobudzenia, Freeman uważał procedurę za udaną. Jednak wiele osób umierało na stole operacyjnym lub pozostawiono je z nieodwracalnymi uszkodzeniami: dziecinnych, potulnych, bezmyślnych, tracących poczucie tożsamości, apatycznych i bezwolnych oraz niemogących utrzymać moczu lub stolca. W owym czasie publiczne krytykowanie lekarza przez jego kolegów było uważane za nieetyczne[1]. W okresie między 1935 a 1960 wykonano w USA blisko 50 000 zabiegów, polegających na przecięciu połączeń pomiędzy płatami czołowymi mózgu, a wzgórzem. W efekcie tego zabiegu blisko 60% pacjentów umierało, pozostała część wykazywała zaś tendencje do ustąpienia niektórych objawów. Norwegia wprowadziła rekompensaty dla pacjentów poddanych lobotomii.

W roku 1949 Egas Moniz otrzymał Nagrodę Nobla za badania nad leczniczymi efektami lobotomii. Pomimo złożenia protestów, m.in. przez jedną z ofiar lobotomii, Christine Johnson, Komitet Noblowski odmówił odebrania Monizowi tytułu laureata Nagrody.

Zabieg lobotomii został ukazany m.in. w powieści Kena Keseya Lot nad kukułczym gniazdem, a także w serialu telewizyjnym American Horror Story: Asylum.

czwartek, 21 lutego 2013

Cała prawda o fotoradarach







Na podstawie zdjęcia z fotoradaru kierowca może zostać ukarany wysokim mandatem lub stracić prawo jazdy. Czy konstrukcja takiego urządzenia gwarantuje jego całkowitą nieomylność?
Dobra wiadomość jest taka, że rozebrany przez nas fotoradar Fotorapid CM przez jakiś czas nie będzie robić zdjęć, bo zanim ponownie trafi na drogę, musi przejść badania legalizacyjne. Ale jest też wiadomość dla kierowców gorsza: w Polsce działa wiele urządzeń tego typu, a kierowcy są karani na podstawie robionych przez nie zdjęć – coraz częściej bez udziału czynnika ludzkiego i bez możliwości weryfikacji, co naprawdę zarejestrowało urządzenie! W takiej sytuacji warto sprawdzić, jak ten sprzęt jest zbudowany i czy można mu zaufać.

Co jest w środku fotoradaru?

Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej najpopularniejszemu na naszych drogach radarowi, czyli Fotorapidowi CM wyprodukowanemu przez państwową firmę Zurad. Pogłoski, że to co ma w środku polski fotoradar, może nie do końca spełniać swoją powinność, pojawiają się od dawna. Niektóre z nich wychodzą z ust użytkowników tego sprzętu, źródłem innych jest oczywiście konkurencja, której Zurad mocno zalazł za skórę.
O kompetencjach firmy w dziedzinie konstruowania fotoradarów można dyskutować, za to w kwestii wygrywania publicznych przetargów jest ona niekwestionowanym liderem w branży. Sprzęt tego typu nie może jednak być rozplombowany bez utraty legalizacji, wszystkie egzemplarze znajdują się w rękach służb albo producenta, mało kto ma więc szansę zajrzeć do środka, by ocenić, ile ten sprzęt jest wart. My zajrzeliśmy!

Urządzenie składa się z trzech podstawowych modułów: komputera, bloku radarowego oraz aparatu fotograficznego. Ten ostatni to stary dobry znajomy – w otwartym egzemplarzu znaleźliśmy popularnego Nikona D300 (choć wiemy, że w innych egzemplarzach bywają montowane też modele D200 albo D300s) – zwykła, półprofesjonalna lustrzanka.



Taki sprzęt to marzenie niejednego fotoamatora, ale – co ciekawe – wspomniany aparat fotograficzny według opinii producenta nie powinien pracować w ujemnych temperaturach i przy wilgotności powietrza powyżej 85 proc. ani w warunkach prowadzących do skraplania pary wodnej. Cały fotoradar ma jednak dopuszczenie do pracy w temperaturze do -10ºC (lub do -30ºC w obudowie z grzałką i wentylatorem) i musi – zgodnie z przepisami – znosić wilgotność powietrza do 95 proc.!

Czy aparacik jest w jakiś sposób zaizolowany? Nic podobnego!

Producent radaru: Firma Nikon udzieliła nam wielu wskazówek technicznych. Były one pomocne przy adaptacji aparatów do pracy w fotoradarze. Przedstawiciel producenta aparatu odmówił nam komentarza, czy rzeczywiście tak było. By się upewnić, czy aparat w fotoradarze to standardowy sprzęt, wzięliśmy pierwszego z brzegu Nikona D300 i podłączyliśmy go do fotoradaru. Działał! Także aparat wyjęty z fotoradaru pracuje zupełnie normalnie, ma standardowe oprogramowanie, modyfikacji ani śladu. Jeśli Zurad rzeczywiście coś w nim zmienił, to zrobił to dyskretnie.



Za powiązanie zdjęcia z wynikiem pomiaru prędkości wykonanego przez radar odpowiada niewielki komputer przemysłowy, wyposażony w procesor zbliżony do tych, jakie stosowane są np. w netbookach.

Podobnie jak w przypadku aparatu i znacznej części bloku radarowego, nie są to wyroby Zuradu, ale produkty kupowane u poddostawców. Autorskim wyrobem producenta jest przede wszystkim blaszana obudowa urządzenia. W wersji przenośnej podstawa to zwykły statyw geodezyjny, który można kupić w sklepach budowlanych.

Każdy fotoradar, aby mógł być używany przez służby, musi mieć niezbędne dokumenty wystawione przez Główny Urząd Miar. Najważniejsze jest tzw. zatwierdzenie typu, wymagające wykonania wielu kosztownych, czasochłonnych badań – koszt jego uzyskania może z łatwością przekroczyć 100 tys. zł. Kiedy dany model urządzenia raz je otrzyma, to każdy kolejny egzemplarz może zostać wdrożony do służby na podstawie świadectwa legalizacji, wydawanego po skróconym badaniu weryfikującym to, czy dany egzemplarz działa poprawnie. Jednak pod jednym warunkiem – musi on być identyczny z urządzeniem, jakie przedstawiono do zatwierdzenia typu.

W przypadku Fotorapida CM, niezależnie od rodzaju zamontowanego aparatu oraz dodatkowych urządzeń, które trafiają do nowszych wersji, używane jest to samo zatwierdzenie typu. W najnowszych egzemplarzach znajdziemy aparat Nikon D300s, który trafił do sprzedaży w 2009 roku, podczas kiedy zatwierdzenie typu radaru wystawiono w 2008 roku. Producent twierdzi, że to legalne, bo zmiany nie wpływają na wyniki pomiarów (do testowanego fotoradaru próbowaliśmy podłączyć Nikona D200, ale nie udało się. Czyżby i oprogramowanie fotoradaru było modyfikowane?).

O nowe dokumenty nie zatroszczono się nawet po zamontowaniu w górnej części obudowy modułu Wi-Fi w wersji fotoradaru na trójnogu czy tzw. urządzenia integrującego, mającego automatycznie przesyłać zdjęcia do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym ITD. Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza, nawet GUM nie interweniował w tej sprawie.
Nie wiemy, czy państwowy urząd odpowiadający za dokładność sprzętu pomiarowego ma słabość do państwowego producenta i stosuje wobec niego inną miarę, bo kiedy jedna ze straży miejskich zapytała, czy na maszcie od fotoradaru można umieścić kamerę monitoringu miejskiego, urząd stanowczo zaprotestował i stwierdził, że wymagałoby to wykonania nowych badań.

Jak zbudowany jest fotoradar fotorapid CM
Zwykła, półprofesjonalna lustrzanka Nikon

Użycie zwykłej lustrzanki w fotoradarze to odważne działanie. Większość producentów fotoradarów korzysta ze specjalistycznych kamer przemysłowych, które oferują mniej pikseli, ale działają bardziej przewidywalnie. Lustrzanka ma własny, wbudowany procesor obrazu, którego pracy komputer fotoradaru nie kontroluje.

W fotoradarze do niczego nie przydadzą się też: 51-punktowy autofokus, wbudowana lampa błyskowa czy układ stabilizacji obiektywu, który pomaga w wykonywaniu zdjęć z ręki. Dlaczego więc Zurad decyduje się na taką rozrzutność? Daje mu to przewagę marketingową! Dla amatora – a do tej grupy należą urzędnicy decydujący o przetargach – aparat o rozdzielczości 12 megapikseli jest lepszy od takiego, który ma tych pikseli 12 razy mniej, choćby z technicznego punktu widzenia nie miało to znaczenia! Żeby „wyciąć” konkurencję Zuradu, wystarczy wpisać do warunków zamówienia odpowiednią rozdzielczość matrycy!

Blok radarowy

Widoczny na zdjęciu element odpowiada za pomiar prędkości obiektów przemieszczających się przed fotoradarem. Ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy metrologiczne można liczyć na to, że przy prawidłowym użytkowaniu wyniki są obarczone najwyżej minimalnym błędem.

Warto jednak wiedzieć, że takie urządzenia nie mogą być nieomylne. Sam radar mierzy prędkość każdego obiektu, który znajdzie się w jego (bardzo dużym) polu widzenia. Do testowania fotoradaru używa się kamertonu o odpowiednio dobranym dźwięku. Przyrząd trzeba umieścić tuż przed głowicą – urządzenie nie odróżni go od pędzącego auta! Radar można też wzbudzić choćby przy użyciu głośnika emitującego dźwięk o określonej wysokości. W tym modelu ton o częstotliwości 4479 Hz daje odczyt ok. 100 km/h.

Ekran i komputer

Na tylnej ściance umieszczono ekran dotykowy pozwalający na przeglądanie zdjęć oraz sterowanie urządzeniem. Szczególnie w niskich temperaturach wymaga to jednak dużej cierpliwości, bo ekran słabo reaguje na dotyk, a zwykłych przycisków nie przewidziano. Ekran połączono przewodem z komputerem przemysłowym sterującym pracą radaru i aparatu. To komputer przyporządkowuje odczyt prędkości do konkretnego zdjęcia.

Jedno urządzenie, wiele zastosowań

Widoczny na zdjęciach fotoradar może być używany w różnych konfiguracjach. Zgodnie z wydanym przez GUM zatwierdzeniem typu występuje jako: wersja przewoźna ze statywem, wersja przewoźna kontenerowa (z obudową przypominającą przydrożny śmietnik), zestaw do montowania w bagażniku samochodowym oraz wersja stacjonarna montowana na przydrożnych masztach. W przypadku urządzeń stacjonarnych producent przewiduje dwa typy obudów – z klimatyzacją lub bez niej.

W wersji klimatyzowanej fotoradar ma dopuszczenie do stosowania nawet w temperaturze -30°C! Niezależnie od rodzaju obudowy samo urządzenie powinno mieć identyczną konstrukcję. Wersję przenośną po zdjęciu ze statywu można zamontować na przydrożnym maszcie, tak samo jak radar wyjęty z masztu da się ustawić na statywie. Przepisy zabraniają jednak używania jakichkolwiek innych niehomologowanych obudów, np. radaru nie wolno umieścić w zwykłym śmietniku, choć niektóre służby robiły już takie eksperymenty.

Zdjęcia z fotoradarów. Mierzy dokładnie, ale kto jest na zdjęciu?

Zdecydowana większość zdjęć z Fotorapida jest wysokiej jakości i na ich podstawie można stwierdzić przynajmniej, które auto przekroczyło prędkość. Zdarza się jednak (tak jak na zaprezentowanych, wybranych tendencyjnie, przykładowych fotografiach), że aut na zdjęciu jest więcej niż jedno lub znajduje się ono w niewłaściwym miejscu.

Co wtedy? Urządzenie nie wskazuje, którego auta prędkość została zmierzona. Producent przewidział opcję wykonywania dwóch zdjęć (wtedy doskonale widać, jak poruszały się pojazdy), ale wymaga ona świadomego uruchomienia i nie działa po zmroku, bo lampa błyskowa nie nadąża z doświetleniem kolejnych fotografii. W większości radarów funkcja ta jest wyłączona, bo korzystanie z niej podwaja ilość danych zapisywanych na niewielkim twardym dysku urządzenia.

Świadomy operator fotoradaru lub osoba obrabiająca zdjęcia na potrzeby postępowania mandatowego wątpliwe ujęcia po prostu kasuje. Niestety, jeżeli zostaną zrealizowane plany Inspekcji Transportu Drogowego, to już niebawem większość zdjęć z przydrożnych fotoradarów będzie poddawana wyłącznie obróbce automatycznej i wtedy każda taka wątpliwość nabierze wielkiego znaczenia! Wniosek? Zawsze warto nalegać, aby pokazano nam zdjęcie – w ciemno fotoradarowi ufać nie należy!

Służby wierzą na słowo?

Dla służb wykorzystujących sprzęt pomiarowy najważniejszym kryterium jest to, żeby miał on wymagane prawem dokumenty, w szczegóły nikt nie wnika. W ubiegłym roku szerokim echem w mediach odbiła się sprawa radarów ręcznych Iskra kupionych przez policję wraz z radiowozami. Diler samochodowy, który dostarczył sprzęt, sprowadził część urządzeń z republik poradzieckich, bo tam można je było kupić taniej niż u oficjalnego przedstawiciela wytwórcy.

Producent oficjalnie poinformował policję, że są to radary wykonane w wersji na rynek lokalny, które nie spełniają wymogów obowiązujących w Polsce, stąd ich niższa cena. Co na to policja? Dla funkcjonariuszy wyjaśnienia sprzedawcy aut okazały się bardziej wiarygodne od deklaracji producenta urządzeń!

Spore kontrowersje wzbudziły też inne elementy wyposażenia dostarczonych aut, m.in. wideorejestratory Polcam, które zgodnie z oczekiwaniami policji sprzężono z radarami ręcznymi, tworząc w ten sposób zupełnie nowe urządzenie o zmienionych parametrach i możliwościach. Producent tego zestawu również nie postarał się o zdobycie nowego zatwierdzenia typu dla takiej hybrydy, a policja na to nie nalegała.

Źródło: Auto Świat nr 50/2012

środa, 20 lutego 2013

Tortura

Tortura - celowe zadawanie komuś cierpień fizycznych, psychicznych bądź moralnych, przede wszystkim poprzez zadawanie silnego bólu.

Teoretycznie torturą są jedynie czynności prowadzone przez funkcjonariuszy państwowych, z ich udziałem bądź za ich zgodą czy poleceniem, jednak pojęcie to jest również stosowane wobec zadających cierpienie osób prywatnych (np. tortury stosowane przez mafiosów). Stosowanie tortur miało miejsce już od starożytności, zaś najpowszechniejsze stało się w okresie od XVI do XVIII w.

Prawdopodobnie najważniejszym celem stosowania tortur na przestrzeni lat było zmuszenie osoby torturowanej do przyznania się do winy, co do której nie było pewności bądź możliwości udowodnienia. Przykładem takich działań mogły być:

* tortury zadawane schwytanym przestępcom w czasach średniowiecznych
* metody śledztwa zmuszające do przyznania się do winy, stosowane przez NKWD

Równie istotnym celem stosowania tortur było uzyskanie od torturowanego zeznań lub informacji, której nie chciał bądź nie mógł wyrazić dobrowolnie. Miało to miejsce m.in. w następujących wypadkach:

* uzyskanie od torturowanego, należącego do nielegalnej grupy, organizacji bądź spisku, informacji o wspólnikach (w takim celu torturowano m.in. Guya Fawkesa czy Szymona Konarskiego);
* poddanie torturom członka organizacji spiskowej, w celu uzyskania wiedzy o miejscu i terminie planowego zamachu;
* torturowanie jeńca wojennego, szpiega, agenta w celu uzyskania informacji o charakterze militarnym lub politycznym.

Kolejną przyczyną stosowania tortur była zwyczajna chęć zastraszenia bądź złamania oporu osoby torturowanej lub osoby trzeciej. W takim celu najczęściej stosowane były tortury związane z cierpieniem psychicznym albo przewlekle dolegliwe fizycznie (np. zamknięcie w nieogrzewanej celi).

Szczególnym przykładem zastosowania tortur było podjęcie ich wobec osoby trzeciej w celu wydobycia informacji, zeznań czy przyznania się do winy osoby, wobec której bezpośrednio stosowane tortury nie dawały rezultatu. Przykładem może być opisywane przez Sołżenicyna w Archipelagu GuŁag postępowanie funkcjonariuszy NKWD, którzy nie mogąc zmusić podejrzanego do przyznania się do winy jakimikolwiek torturami, w końcu na jego oczach poddają torturom członków jego rodziny (np. żonę lub córkę). Tego rodzaju postępowanie z reguły prowadziło do szybszego załamania psychicznego niż bezpośrednie zadawanie bólu.

Znamiona tortur noszą również kary cielesne, które jednak jako przewidziane przez prawo sankcje nie są torturami w ścisłym znaczeniu tego słowa, choć również powodują cierpienie (np. łamanie kołem bądź obcięcie kończyny). Także niektóre ordalia były w istocie torturami.

Starożytność

Tortury stosowane były zarówno w starożytnej Grecji, jak i starożytnym Rzymie. Powszechnie stosowano je wobec niewolników, więźniów skazanych na śmierć, gladiatorów (w celu zmuszenia ich do walki) czy wyzwoleńców (których jednak torturować było wolno jedynie w wypadku podejrzenia o zdradę).

Różnorakim torturom poddawano w czasach rzymskich (m.in. za panowania Nerona i Domicjana) prześladowanych chrześcijan. Warto wspomnieć, że także Jezus Chrystus według Ewangelii był torturowany w śledztwie: Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się i bili Go. Zasłaniali mu oczy i pytali: "Prorokuj, kto Cię uderzył". [Łk 22, 63-64]

Średniowiecze



W całej Europie nastąpiło w średniowieczu rozpowszechnienie tortur w związku z prawem, ustanawiającym przyznanie się do winy jako główny i najważniejszy dowód.

Torturom zasadniczo poddawano osoby powyżej czternastego roku życia i nie będących w podeszłym wieku. Nie poddawano torturom kobiet w ciąży i ludzi chorych. Przeszkodą do podjęcia tortur był również stan szlachecki lub duchowny bądź piastowany wysoki urząd. Wszystkie te przeszkody traciły jednak znaczenie, gdy sprawa dotyczyła przestępstwa politycznego, herezji, opętania czy czarów.

Mimo że tortury były stosowane właściwie wszędzie, ich stosowanie było w wielu miejscach ograniczone do specjalnych sytuacji. W Anglii na przykład przywilej stosowania tortur miały jedynie sądy specjalne.

Tortury nie rozpowszechniły się wszędzie jednakowo szybko. O ile we Francji zgodnie z prawem stosowano tortury już w XII wieku, to w Polsce jeszcze w wieku XIV stosowanie tortur było sporadyczne.

Do stosowania tortur znacząco przyczyniło się powstanie inkwizycji, poszukującej i sądzącej heretyków. Na stosowanie tortur wobec podejrzanych o herezję czy czary zezwolił papież Innocenty IV w swojej bulli Ad extirpanda już w 1252. Ta decyzja była opłakana w skutkach dla osób, które w wyniku donosu trafiały w ręce oprawców i zmuszane były do przyznania się do niepopełnionej winy.

Poszukiwanie winnych poprzez tortury zarówno w sprawach świeckich jak i kościelnych było powszechne aż do początków XVIII wieku, jednak jej stosowanie przez sądy kościelne zdarzały się rzadziej niż w sądach świeckich. Dlatego w średniowiecznej Anglii stosowanie tortur zostało ograniczone instytucją Dobrodziejstwo kleru.

Wbrew dzisiejszym wyobrażeniom w czasach średniowiecznych tortury nie były tak rozpowszechnione jak w okresach późniejszych. W średniowieczu przeważały kary kompozycyjne, polegające na zapłaceniu kary na rzecz państwa i pokrzywdzonego, tzw. płat. Tortury na szeroką skalę zaczęto stosować w XIV wieku; zostały przewidziane przez Statuty miast włoskich. Apogeum stosowania tortur przypada na XVI-XVII wiek, czyli kilkaset lat po okresie Średniowiecza. W większości krajów europejskich zniesione w XIX wieku.

Czasy nowożytne

Około roku 1750 coraz więcej przeciwników tortur występowało otwarcie przeciwko ich stosowaniu. Było to oczywiście po części podyktowane względami humanitarnymi, z drugiej zaś argumentami nieprawdziwości zeznań wymuszonych cierpieniem.

Działania przeciwników tortur okazały się skuteczne, bo w kolejnych państwach europejskich zabraniano stosowania tortur (w Prusach w 1754, w Austrii i Polsce w 1776, w Rosji w 1801). Początek wieku XIX przyniósł zakaz stosowania tortur właściwie w całej Europie i Stanach Zjednoczonych, gdzie stosowanie tortur zniesiono 8. poprawką do Konstytucji.

Systemy totalitarne

Powstanie w XX wieku systemów totalitarnych przyniosło powrót do szerokiego stosowania tortur w czasie śledztwa, jak i dla samego zadania cierpień osobom torturowanym.

Działające w nazistowskich Niemczech służby, szczególnie Gestapo, radzieckie NKWD a także tajna policja włoskich faszystów - OVRA oraz japońska specjalna żandarmeria wielokrotnie i na różne sposoby podejmowały stosowanie tortur zarówno wobec przeciwników politycznych, jak i jeńców oraz osób cywilnych w czasie II wojny światowej. Wiele cech tortur noszą pseudomedyczne eksperymenty prowadzone w obozach koncentracyjnych, na przykład w Auschwitz-Birkenau.

Także po wojnie reżimy totalitarne nowopowstałego bloku sowieckiego stosowały powszechnie tortury w walce z opozycją polityczną. W Polsce do instytucji słynących ze stosowania w śledztwie tortur należało Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.

Tortury stosowały także reżimy w krajach takich jak Chiny, Kambodża czy Chile.

Współczesność




Mimo wielu ustanowionych przepisów i konwencji w wielu miejscach na świecie nadal w sposób niejawny stosowane są tortury, przede wszystkim wobec różnego rodzaju opozycji politycznej bądź różnego rodzaju separatystów – także w krajach uznawanych za demokratyczne.

Amnesty International informuje, że współcześnie tortury są stosowane w takich krajach jak Chiny, Rosja, Białoruś, Turcja, Uzbekistan, Arabia Saudyjska, USA i wielu innych.

Głośne stały się również oskarżenia o stosowanie tortur przez żołnierzy amerykańskich m.in. w bazie Guantanamo na Kubie czy w więzieniu Abu-Ghraib w Bagdadzie.



Warunki prowadzenia tortur

Najczęściej tortury prowadzono w wydzielonym pomieszczeniu, tzw. sali tortur (zwanej też izbą tortur lub katownią). Pomieszczenia takie były najczęściej zbudowane w sposób zapewniający izolację od otoczenia, by na zewnątrz nie dochodziły krzyki torturowanych. Z tego powodu katownie znajdowały się w lochach zamkowych, podziemiach ratusza czy wydzielonych budowlach (np. Katownia w Gdańsku albo pełniąca dawniej funkcje katowni wieża na Kappelbrücke w Lucernie).

Tortury prowadził kat, czasem przy udziale pomocników. Podejrzanych torturowano w obecności osoby przesłuchującej, która zadawała bezpośrednio w czasie tortur pytania, albo wysyłano na tortury w wypadku odmowy zeznań. Jeżeli po powrocie z sesji tortur osoba podejrzana nadal nie wykazywała ochoty zeznawania, wysyłano ją do katowni ponownie, przy czym była zazwyczaj torturowana w dużo okrutniejszy sposób (oprawca uznawał odmowę zeznań za swoista obrazę).

Najczęściej tortury prowadzono już od rana, nie podawszy wcześniej torturowanemu posiłku (przy czym warto wspomnieć, że prowadzący śledztwo nierzadko spożywali posiłki bądź alkohol w czasie przesłuchań i tortur). Bywało i tak, że tortury prowadzono bez przerwy przez cały dzień, a nawet znacznie dłużej (takimi torturami były na przykład wielogodzinne przesłuchania, podczas których ofierze nie pozwalano zasnąć – metoda stosowana w ZSRR).

Przebieg tortur

Najczęściej stosowanie tortur jako elementu śledztwa było poprzedzone próbami wydobycia zeznań przy pomocy zwyczajnych przesłuchań.

Przed zastosowaniem tortur bardzo często stosowano obligatoryjnie działania mające charakter tortur wstępnych: zamknięcie w celi, unieruchomienie w nienaturalnej pozycji, zimno, brak snu, ostre światło, obecność insektów czy szczurów w celi. Często ofiarę głodzono lub pozbawiano wody do picia.

Jeśli podejrzany nie zgadzał się na dobrowolne zeznania, przedstawiano groźbę tortur, ewentualnie pokazywano narzędzia tortur, przedstawiając ich działanie i stopień zadawanego cierpienia. Kiedy mimo to nie uzyskiwano zeznań, przystępowano do tortur właściwych.

Zazwyczaj stosowano stopniowanie przebiegu tortur, rozpoczynając od lżejszych i mniej bolesnych. Najczęściej jako najlżejszą torturę stosowano biczowanie, by poprzez użycie różnorodnych urządzeń kaleczących dojść do tortur o najwyższym stopniu bolesności, trwale okaleczających, takich jak rozciąganie na tzw. łożu sprawiedliwości, przypalaniu ogniem czy użyciu tzw. trzewika.

Wiele systemów prawnych ograniczało długość stosowanych tortur, na przykład pozwalając poddać torturom jedynie trzykrotnie, ale przepisy te były nagminnie obchodzone.

Tortury szybko prowadziły do okaleczeń fizycznych i wyniszczenia psychicznego, do tego stopnia, że torturowana osoba bardzo szybko decydowała się na przyznanie do wszystkich zarzucanych czynów.

Theodore Kaczynski

Theodore Kaczynski w wieku 16 lat dostał się na Harvard, ukończył go kilka lat później, jako 25 - latek był już profesorem matematyki na uniwersytecie w Berkeley. Nie wiadomo, z jakich przyczyn porzucił pracę i został bezrobotnym pustelnikiem.

Najdłuższe śledztwo w historii FBI

Trwało 18 lat i dotyczyło człowieka nazywanego przez prasę Unabomberem. Był on podobno odpowiedzialny na 15 zamachów na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Z jego rąk zginęło 3 ludzi, a 29 zostało rannych. Zamachowiec wysyłał bomby w eleganckich paczkach, do których dołączał listy; były one doczepiane w sposób tak przemyślny, że nie ulegały zniszczeniu podczas wybuchu. Unabomber twierdził, że cywilizacja techniczna jest złem, a dalszy rozwój techniki doprowadzi do całkowitej degeneracji ludzkości. Wzywał do powrotu na łono natury i życia według „naturalnych reguł”. 19 września 1995 w The New York Times i The Washington Post ukazał się manifest Unabombera.

Unabomber zmusił redakcje do opublikowania manifestu, grożąc zamachem bombowym. Posłuchano go, ponieważ jak do tej pory był niezwykle skutecznym terrorystą i od 1978 roku nikt nie potrafił go złapać. Po tej publikacji do FBI zgłosił się niejaki David Kaczyński, opiekun bezdomnych, który mieszkał kiedyś w małej ziemiance w Teksasie, żyjąc w zgodzie z naturą. Powiedział, że wie, kto jest autorem tego manifestu, wie kto jest Unabomberem. Zgodził się wszystko opowiedzieć pod warunkiem, że człowiek, którego wyda, nie zostanie skazany na karę śmierci. Faceci z FBI zgodzili się na ten warunek. David powiedział, że Unabomber to jego brat Ted, który mieszka w małej leśnej chacie w Montanie, gdzie prowadzi życie pustelnika. Z aresztowaniem Theodore’a Kaczynskiego nie było kłopotów.

Kim on jest?

Ted, jak już powiedzieliśmy, był wybitnie zdolny. Był także chorobliwie nieśmiały i uzależniony od matki. To matka pilnowała go, żeby się uczył, widząc jego wielkie zdolności matematyczne. Ojciec odgrywał w domu mniejszą rolę; zabrał kiedyś obydwu chłopców w góry, gdzie przez kilka tygodni żyli życiem traperów i musieli radzić sobie w trudnych warunkach. Ted właściwie cały czas poświęcał nauce; nie miał przyjaciół w szkole, bo przeskoczył dwie klasy ze względu na swoje zdolności i jego koledzy byli dużo starsi. Nie potrafił się z nimi porozumieć. Nie miał również dziewczyny i nie mógł żadnej poznać ze względu na swoją chorobliwą nieśmiałość. Pierwszy romans, jaki nawiązał z kobietą, zdarzył się po czterdziestce. Jego brat, który miewał podobne skłonności otrząsnął się z nich szybciej i powrócił do społeczeństwa, ożenił się i zaczął pracować w opiece społecznej. W miasteczku, nieopodal którego mieszkał Ted, nazywano go Einsteinem. Wszyscy wiedzieli, że jest profesorem, który trochę zdziwaczał, ale nikt nie przypuszczał, że może być także terrorystą.

Ted Kaczyński głęboko wierzył w głoszone przez siebie ideały, nie zauważał jednak, że manifest, który napisał, nie jest niczym nowym. Te same tezy głosili hippisi w latach 60-tych. Ted tylko je pogłębił i wzbogacił o kilka nowych spostrzeżeń wynikających z rozwoju technologii.

Motywy kierujące jego bratem Davidem nie są do końca wyjaśnione; być może młodszy Kaczynski uważał, że brat źle go traktował w przeszłości. Ted nie miał nigdy zbyt wiele serca dla bliskich, nie potrafił kochać ani okazywać uczuć. Bracia byli bardzo związani ze sobą w latach szkolnych, później ich drogi rozeszły się.

Wokół jego aresztowania krąży kilka teorii spiskowych. Podobno maszyna, którą zaleziono w jego leśnej chatce o wymiarach 2,5 na 3 metry, nie jest tą samą maszyną, na której napisano manifest. Podobno Ted był tylko ogniwem w wielkiej manipulacji dokonanej przez organizację FC (Freedom Club). Sam Unabomber takimi inicjałami podpisywał swoje bombowe przesyłki. Podobno manipulowali nim ekologowie z organizacji Earth First znani z tego, że wbijali gwoździe w drzewa przeznaczone do wycinki, by niszczyć sprzęt robotników leśnych. Podejrzewano go o kontakty z organizacjami nazistowskimi, ale okazało się to wymysłem. Teda interesowała przede wszystkim przyszłość cywilizacji i zagrożenia, które niósł ze sobą postęp. Wszystkich spiskowych poszlak nigdy nie wyjaśniono. Oskarżenie oparło się na zeznaniach brata Teda oraz na znalezionym w jego chatce oryginalnym fragmencie manifestu wydrukowanego przez nowojorskie gazety.

Przed sądem obrońca Teda próbował oprzeć się na tym, że jego klient jest niepoczytalny i skierować go na badania psychiatryczne. Ted dostał szału i domagał się usunięcia obrońcy, sam chciał się bronić. Wiedział, że uznanie go za niepoczytalnego odbierze sens wszystkim jego dotychczasowym działaniom, że zostanie zlekceważony i wyśmiany. Wolał raczej śmierć. Podtrzymał wszystko to co napisał w listach i w manifeście. W 1998 został skazany na dożywocie bez możliwości złagodzenia kary. W czasie procesu żona jednego z zabitych przez niego mężczyzn rzuciła klątwę: Oby twe oczy oślepiła ciemność kryjąc niewiarygodne piękno słońca, księżyca i gwiazd. Obyś ogłuchł od ciszy kamiennej. Oby śmierć zastała cię tak, jak żyłeś w samotności, bez współczucia i miłości.

Szariat

Prawo muzułmańskie. Szariat oznacza "słuszną drogę", objawioną przez boga jego prorokom. To zbiór zasad regulujących zachowanie, moralność i wierzenia wyznawców. Szariat obowiązuje wszystkich. W państwach islamu nie ma bowiem podziału na prawo świeckie i religijne.

Istnieją dwie główne kategorie spraw, które szariat reguluje: stosunki człowieka z bogiem i stosunki między ludźmi. Obejmuje ono wszystkie dziedziny życia (reguluje strój, zasady modlitwy, obowiązki, itp.) - ale najbardziej szokujące są zasady prawa karnego i system kar.

Herezja, zniewaga religii lub boga, zabójstwo - kara śmierci. Koran i prorocy nie określili sposobów jej wymierzania, pewne formy są wynikiem tradycji poszczególnych państw. w Iranie - wieszano na dźwigach. W Afganistanie - na drzewach, latarniach lub bramach. W Pakistanie, Arabii Saudyjskiej - nadal stosuje się kamienowanie. W Afganistanie - najczęściej zatłuczenie na śmierć. W Iranie - zdarzają się przypadki ćwiartowania - zaczyna się od obcięcie palców, potem rąk i nóg. Dziś już nie jest praktykowany najbardziej okrutny sposób wymierzania kary śmierci stosowany niegdyś przez Arabów - skazanego ćwiartowano bardzo powoli, zmuszając go do połykania kawałków własnego ciała.
Możliwe jest także rozstrzelanie (które wygląda mniej więcej tak: skazanego się wiąże i kładzie na ziemi, zaś Arab z karabinem do niego strzela; bardzo często skazany po takiej serii ciągle żyje. - dop. ja). W razie rzucenia klątwy (fatwy), karę śmierci może wykonać każdy prawowierny muzułmanin, czyn tennie jest traktowany jako zabójstwo. W niektórych krajach (Katar) wyrok śmierci wykonuje się przez ścięcie - czyli odrąbanie mieczem głowy.

Picie zakazanych napojów alkoholowych - publiczna chłosta, zwyczajowo 40 uderzeń batem.

Kradzież - odcięcie prawej ręki. Kiedyś odrąbywano ją mieczem, dziś w krajach bardziej rozwiniętych (np. Arabia Saudyjska) - karę wymierza się w szpitalach. Chirurg odcina ramię lancetem i piła. Specjalne zaostrzenie kary to amputacja bez znieczulenia.

Cudzołóstwo - Kara śmierci przez ukamienowanie. Ofiara staje przed murem, kat (kaci) obrzucają ją z pewnej odległości kamieniami, aż dobiją. Trwa to czasem kilka godzin. Niektórzy sędziowie w Iranie zalecają, by nie używać zbyt dużych kamieni, żeby za szybko nie zabić skazańca. Jako nadzwyczajne złagodzenie kary - chłosta. Zazwyczaj sto uderzeń batem. Dotyczy to także cudzoziemców, którzy dopuszczają się aktu seksualnego z muzułmanką.

Składanie fałszywych zeznań - chłosta, wymiar zależy od sędziów.
Wiele wymyślnych kar jest samodzielnym wkładem gorliwych wyznawców.

Nieskromne kobiety - są okaleczane, np. obcina się im (pomalowane) wargi, nos, uszy - by nie obrażały więcej boga. Dziś robi się to najczęściej żyletką. Znane są przypadki pocięcia przez "strażników rewolucji" żyletkami całych twarzy.

Kradzież chleba - w Turcji przed laicyzacją państwa, złodziejowi wiercono dziurkę w nosie, przeciągano przez nią sznurek i wieszano na nim bochenek chleba.

Nieudane egzekucje kary śmierci

Egzekucje kary śmierci mają określony przebieg i zazwyczaj nie trwają dłużej niż 20 minut. W USA w większości przeprowadza się je za pomocą zastrzyku z trucizną. Najpierw wstrzykiwany jest środek uspokajający, następnie substancja zwiotczająca mięśnie, a na koniec chlorek potasu, który zatrzymuje akcję serca. Wykonanie wyroku ma być szybkie, skuteczne i humanitarne. Nie zawsze jednak wszystko idzie według planu. Historia zna przypadki tzw. spartaczonych egzekucji.

"To nie działa!" - krzyczał podczas uśmiercania Joseph Lewis Clark w maju 2006 roku. Co poszło nie tak? Dlaczego egzekucje przedłużają się nawet do kilku godzin? Kto przeżył swoją śmierć?


1. John Louis Evans

John Louis Evans był notorycznym przestępcą. Sam przyznał się do ponad trzydziestu rabunków, dziewięciu porwań i dwóch wymuszeń. 5 stycznia 1977 roku posunął się do najgorszego. Wraz ze swoim wspólnikiem zabili właściciela sklepu w Alabamie, który chcieli obrabować.Niedługo później przestępcy zostali schwytani. Evans nie przejawiał żadnej skruchy. Co więcej, odgrażał się, że gdy wyjdzie z więzienia, zabije ponownie, w tym członków ławy przysięgłych. Został skazany na karę śmierci.22 kwietnia 1983 roku 33-latek siadł na krześle elektrycznym, które nie było używane od 1965 roku, gdyż obowiązywało moratorium na wykonywanie wyroków.Około godziny 20.30 otrzymał pierwszą dawkę prądu. Trwało to 30 sekund. Z elektrody, przyczepionej do lewej nogi Evansa, zaczęły lecieć iskry i pojawiły się płomienie. Dym i iskry pojawiły się również nad głową skazańca. Niedługo potem zaczęło płonąć jego ubranie. Po sali rozszedł się smród spalenizny. Lekarze orzekli jednak, że mężczyzna wciąż żyje!Wtedy przez kable popłynęła kolejna dawka prądu. Jednak i ona nie spowodowała śmierci. Po drugiej próbie adwokat zadzwonił do gubernatora Alabamy. Powołując się na konstytucję, która zabrania stosowania "okrutnych i wymyślnych kar" poprosił o ułaskawienie. Przedstawiciel władzy nie zgodził się. Po otrzymaniu trzeciej wiązki prądu, Evans zmarł.

2. Willie Francis

Miał zaledwie 16 lat, gdy od sądu usłyszał, że niedługo zostanie pozbawiony życia. Skazany nastolatek w ten sposób miał być ukarany za zabójstwo właściciela apteki, u którego pracował. Proces był kontrowersyjny, bo istniał szereg wątpliwości, co do winy chłopca. Mimo tego, ława przysięgłych, złożona wyłącznie z dwunastu białych, skazała niepełnoletniego Murzyna na najgorsze.

Pierwsza próba zgładzenia chłopca odbyła się 3 maja 1946 roku. 17-latek został rażony prądem na krześle. W pewnym momencie zaczął krzyczeć: "przestańcie, dajcie mi oddychać!". Nastolatek przeżył własną śmierć.Nieoficjalne informacje podają, że zawinili kaci, którzy prawdopodobnie byli pijani i źle umocowali krzesło. Nieskuteczne zabójstwo w imię prawa zostało zakończone niepowodzeniem, a nastolatek wrócił od celi.Po cierpieniach, jakie przeszedł Francis, jego adwokat wniósł apelację do sądu najwyższego. Argumentował, że ponowna egzekucja jest "karą okrutną i wymyślną", a taka jest zabroniona przez piątą poprawkę do konstytucji.Na nic zdała się jednak interwencja adwokata młodego zabójcy. Nowy termin wyznaczono na 9 maja 1947 roku. Tym razem przebiegła poprawnie i skazaniec zmarł.

3. Allen Lee Davis

Allen Lee Davis był okrutnym zabójcą. Nie miał litości dla ciężarnej mieszkanki Jacksonville w stanie Floryda oraz jej córek: 9-letniej Kristiny i 5-letniej Katherine. Brutalnie je zamordował. Jego okrucieństwo było tak potworne, że sędziowie niemal jednogłośnie wydali werdykt najsurowszej kary.

Egzekucję wyznaczono na rok 1990. Stan Floryda posiadał wtedy zaledwie jedno krzesło, które zostało zbudowane jeszcze w latach 20. Wcześniej dwukrotnie odbyły się na nim dwie nieudane egzekucje. Skazańcy niemal płonęli na oczach wszystkich przybyłych do sali śmierci. Mimo tego, że postulowano już wtedy o zastąpienie go zastrzykiem z trucizną, ówczesny gubernator nie podpisał aktu, który wprowadziły tę metodę wykonywania wyroków.Zgodnie z wcześniejszymi obawami, egzekucja Davisa nie odbyła się bez problemów. Skazany, który nie bez kozery miał przydomek "Tiny", musiał przyjąć aż trzy dawki rażenia prądem, by umrzeć. Zebrani w sali egzekucyjnej ludzie musieli patrzeć na krwawiącego mężczyznę, który przeżywał męczarnie.Jeden z sędziów opublikował drastyczne zdjęcia, jakie wykonano podczas rażenia prądem. Rozpisywano się wtedy nie o egzekucji, a o "śmiertelnych torturach na krześle elektrycznym". Naciski opinii publicznej i ekspertów sprawiły, że zniesiono tę metodę i wprowadzono zastrzyk z trucizną (do dziś w stanie Floryda skazańcy mogą jednak wybrać rodzaj egzekucji).

4. Romell Broom

Romell Broom został skazany na karę śmierci za zgwałcenie i zamordowanie 14-letniej Tryny Middleton. Termin egzekucji wyznaczono na 16 września 2009 roku. Tego dnia Broom został przetransportowany do więzienia w Ohio (USA), gdzie znajduje się cela śmierci.

Skazany wydał się być już pogodzony ze swoim marnym losem. Nie stawiał oporu i był dość spokojny. Problemy pojawiły się za to ze strony organizatorów. Technicy medyczni, asystujący przy egzekucji nie potrafili odnaleźć żył, które byłyby odpowiednie do włożenia wenflonu. Poszukiwania trwały prawie dwie godziny.Sam Broom włączył się w poszukiwania i współpracował ze swoimi katami. Pocierał ręce i wskazywał potencjalne miejsce wkucia. W końcu skazaniec tego nie wytrzymał. Schował twarz w dłonie i rozpłakał się, a egzekucję odłożono. Kolejna próba miała odbyć się po tygodniu. Adwokat przestępcy złożył jednak apelację. Mężczyzna wciąż przebywa w więzieniu.

John Haigh - Acid Bath Murderer


Jednym z najbardziej niezwykłych i niepokojących przypadków wielokrotnego morderstwa są zbrodnie popełnione przez Johna Haigha, szanowanego, wytwornie się ubierającego i czarującego mężczyzny z klasy średniej, który pod koniec lat 40. XX w. zabił co najmniej sześć osób – w taki sposób, że zaczęto go nazywać wampirem..

Motywów Haigha, który zwabiał ofiary, by spożywać ich krew, a zwłoki rozpuszczał w kwasie, nigdy jednoznacznie nie wyjaśniono. Kwestionowano to, co sam mówił na ten temat – jakoby od dzieciństwa cierpiał na obsesje na tle ikonografii religijnej i fantazji o składaniu ofiar, mające związek z wychowaniem w niezwykle pobożnej rodzinie. Sceptycy uważają, że jego wampiryczne upodobania nie wynikały bynajmniej z szaleństwa i w rzeczywistości był wyrachowanym mordercą, który w swej arogancji wierzył, iż brak zwłok uniemożliwi powiązanie go ze zbrodnią.

John George Haigh urodził się 24 lipca 1909 roku w Stamford w hrabstwie Lincolnshire. Rodzina przeniosła się do Outwood w West Yorkshire, gdzie Haigh spędził następne 24 lat życia. Wychował się w domu religijnych fanatyków, w którym synowi stale przypominano, że zawsze i wszędzie obserwuje go widzący wszystko i surowy „Pan”. Sam Haigh twierdził, że miał ponure i samotne dzieciństwo. Jego jedynymi przyjaciółmi było kilka zwierzątek i pies sąsiada. Wysoki płot wokół domu, wzniesiony przez ojca, uniemożliwiał jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.

Rodzice Haigha należeli do religijnej sekty zwanej Braćmi Plymouth, purytańskiej i antyklerykalnej. Jedyną formą rozrywki były historie biblijne. Członkom nie wolno było nawet uprawiać jakiegokolwiek sportu.

Według Haigha seniora świat był „zły”, dlatego rodzina musiała się od niego odseparować. Ojciec twierdził także, że niebieskie znamię na jego głowie powstało w wyniku „grzechów”, jakie popełnił w młodości, trudno się więc dziwić, że młody Haigh zaczął się obsesyjnie bać, iż w następstwie jakiegoś błahego przewinienia również doczeka się podobnego „znaku diabła”. Jego matka, jak mu powtarzano, nie została w żaden sposób „napiętnowana”, ponieważ była aniołem.




Podobno punktem zwrotnym w rozwoju psychicznym chłopca było odkrycie, że choć zdarzało mu się kłamać i popełniać inne wykroczenia, żadne znamię się nie pojawiło. Wtedy zaczął wierzyć, że jest niepokonany i wszystko mu ujdzie na sucho.

Twierdzenia, jakoby dręczyły go upiorne koszmary senne, w których drzewa zamieniały się w krzyże płaczące krwią, trzeba traktować z ostrożnością. Jak później odkryto, Haigh był notorycznym kłamcą i manipulatorem, gotowym powiedzieć wszystko, co tylko poprawiłoby jego sytuację. W chwili aresztowania za zabójstwo bardzo się interesował tym, co go może spotkać, gdyby go uznano za psychicznie chorego, najwyraźniej więc zdawał sobie sprawę, że opłaci mu się udawać w sądzie wariata i człowieka zwichrowanego w dzieciństwie.

W 1934 r. Haigh przestał chodzić do kościoła rodziców i poślubił 21-letnią Beatrice Hammer, którą ledwo znał. Choć ona także nie wiedziała, jaki w gruncie rzeczy ma charakter, była pod wrażeniem jego manier i uroku osobistego. Przyjęła oświadczyny, a ślub odbył się 6 lipca.

Rodzice Haigha pozwolili młodej parze mieszkać u nich, ale małżeństwo przetrwało zaledwie około czterech miesięcy, ponieważ w październiku 1934 r. Haigha aresztowano i skazano na więzienie za oszustwo. W trakcie odsiadywania przez niego wyroku Beatrice urodziła córeczkę, którą oddała do adopcji. Haigh widział Beatrice jeszcze tylko raz, bardzo krótko, i okłamał ją wtedy, że nigdy nie byli oficjalnie małżeństwem, ponieważ był już wówczas żonaty.

Pomimo swoich talentów Haigh spędził w więzieniu sporo czasu, głównie za rozmaite oszustwa w kilku nielegalnych przedsięwzięciach. Przez krótki okres pracował w parku rozrywki prowadzonym przez Williama Donalda McSwana i jego rodziców Donalda i Amy McSwan. Wszyscy oni lubili Haigha, awansowali go i z żalem żegnali, gdy zdecydował się szukać szczęścia gdzie indziej.

Jego następne przedsięwzięcie, polegające na założeniu fikcyjnej kancelarii prawnej, kosztowało go cztery lata więzienia. Odsiadując wyrok, obmyślił nowy sposób na szybkie wzbogacenie się. Postanowił mianowicie rozejrzeć się za bogatymi kobietami w starszym wieku. Haigh uznał też, że jeśli skutecznie pozbędzie się zwłok, nikt nie udowodni mu nigdy morderstwa.



Bez wątpienia to dlatego w więziennym warsztacie podjął pracę przy wytrawianiu metalu kwasem siarkowym, co pozwoliło mu eksperymentować na myszach i badać działanie kwasu na tkankę zwierzęcą.

Kiedy wyszedł na wolność, zaczął realizować swój makabryczny plan. Na pewien czas zamieszkał u rodziny Stephenów, gdzie zaprzyjaźnił się z jedną z córek, Barbarą, która mimo 20-letniej różnicy wieku wierzyła, że może zostać następną panią Haigh.

W 1944 r. Haigh przeżył wypadek samochodowy i został ranny w głowę, w wyniku czego wystąpiło krwawienie w ustach. Później twierdził, że to wydarzenie stało się katalizatorem, który na powrót przywołał w jego umyśle dawne koszmary pełne krwi. Wkrótce potem wynajął piwnicę przy 79 Gloucester Road, gdzie założył swój „warsztat”, śmiertelną pułapkę, do której wabił niczego nie podejrzewające ofiary.


Zbrodnie:


W pubie w Kensington Haigh przypadkiem spotkał swego byłego pracodawcę „Maca” McSwana, który ucieszył się na jego widok i zabrał go do rodziców. W czasie przyjaznej pogawędki opowiedzieli Haighowi o swych niedawnych inwestycjach w nieruchomości. Ta informacja przypieczętowała ich los. Haigh przez kilka tygodni utrzymywał intensywne kontakty towarzyskie z „Makiem”, by 9 września 1944 r. w końcu zrealizować swój plan.

W swym dzienniku Haigh twierdził, że nagle poczuł straszliwy głód krwi, uderzył więc McSwana w głowę tępym narzędziem. Potem poderżnął mu gardło, wziął kubek, z szyi swej ofiary upuścił trochę krwi i ją wypił.

Później znalazł sporą beczkę, w której umieścił ciało McSwana, i napełnił ją kwasem siarkowym. W zeznaniach opisał, jak musiał wyjść na zewnątrz, kiedy ciecz przykryła zwłoki i zaczął się dusić od oparów. Beczkę przykrył i poszedł do domu spać, pozostawiając swego byłego pracodawcę i znajomego, by się rozpuścił w kwasie. W nocy jakoby znów śniły mu się surrealistyczne koszmary pełne krwi.

Następnego dnia z McSwana pozostało niewiele więcej niż zimna ciecz i grudki, które Haigh wylał do ścieków. Świadomość, że zabił człowieka i pozbył się wszelkich śladów, wprawiła go w euforię.



Haigh zdołał przekonać rodziców McSwana, że ich syn zniknął, by uniknąć poboru. Wysyłał im nawet fałszywe pocztówki ze Szkocji, podszywając się pod niego. Przede wszystkim jednak rozmyślał, jak przejąć resztę majątku McSwanów.

Do następnego morderstwa przygotował sobie nowy sprzęt, który miał mu ułatwić rozpuszczanie zwłok. W swej piwnicy zainstalował pompę i stalową wannę, dodatkowo pomalowaną, by była jeszcze bardziej odporna na korozję; w sklepie dla majsterkowiczów kupił też blaszaną maskę ochronną.

Zabójstwo McSwanów
Według policji, zanim Haigh zrealizował swój plan pozbycia się państwa McSwanów, zamordował pewną kobietę w średnim wieku pochodzącą z Hammersmith.

McSwanowie zniknęli 2 lipca 1945 r. Zginęli w równie dramatyczny sposób jak ich syn. Haigh najpierw ich zabił silnym ciosem w głowę, później jakoby pił ich krew, po czym zwłoki rozpuścił w kwasie.

Poinformowawszy gospodynię McSwanów, że oboje wyjechali do Ameryki, Haigh załatwił, by mu przekazywano całą korespondencję do nich, w tym emeryturę pana McSwana. Następnie sfałszował podpis ich syna na pełnomocnictwie. Przejąwszy pod fałszywym nazwiskiem nieruchomość pani McSwan, sprzedał ją, na czym zarobił prawie 2000 funtów. Wraz ze zdobytymi papierami wartościowymi i pieniędzmi ze sprzedaży reszty majątku dało mu to w sumie 6000 funtów.

Przez pewien czas Haigh utrzymywał się z rozmaitych oszustw, m.in. podawał się za urzędnika patentowego i założył fałszywe biura w kilku miejscowościach. Mniej więcej w tym samym okresie, jak później zeznał policjantom, zabił młodego mężczyznę imieniem Max z Kensington, którego zwłok także się pozbył.

Pieniądze zdobyte na McSwanach szybko się rozpłynęły i Haigh zaczął się rozglądać za nowymi ofiarami. Tym razem wybrał bardziej stateczną parę, doktora Archibalda Hendersona, lat 52, i jego młodszą o 11 lat żonę Rose, którzy sprzedawali dom.



Zaprzyjaźnił się z nimi pod pretekstem wspólnych zainteresowań muzyką i umiejętnie wydobył z małżonków informacje na temat ich stanu posiadania.

Haigh wynajął magazyn na Leopold Road w londyńskiej dzielnicy Crawley, przewiózł tam swój sprzęt z Gloucester Street i odtworzył makabryczny warsztat pracy. Tym razem zamówił trzy butle kwasu siarkowego i dwie 200-litrowe beczki bez wieka.

12 lutego 1946 r. zawiózł pana Hendersona samochodem do Crawley i tam strzelił mu w głowę z jego własnego rewolweru. Zwłoki zostawił w magazynie i pojechał po panią Henderson. Nie miała ochoty na przejażdżkę, ale w końcu udało mu się ją przekonać. Jej także Haigh strzelił od tyłu w głowę, zwłoki rzucił obok ciała męża i zostawił je na noc. Później twierdził na policji, że pił krew z obojga.

Haigh rozpuścił oba ciała w kwasie, ale tym razem nie do końca zdołał zatrzeć ślady, ponieważ stopa pana Hendersona pozostało nienaruszona. Złoczyńca nie przejął się tym zbytnio i wylał całą zawartość beczek w rogu podwórza. Był już wówczas przekonany o swej bezkarności.



Bardzo starannie zadbał o stworzenie pozorów, iż Hendersonowie wciąż żyją. Napisał nawet długi list do brata Rose Henderson, podrabiając jej charakter pisma. Ze sprzedaży nieruchomości i reszty majątku małżeństwa uzyskał w sumie około 8000 funtów. Posunął się nawet do tego, że swej dziewczynie Barbarze podarował część ubrań pani Henderson.

Nieoczekiwanie brat Rose, Burlin, postanowił pójść na policję. Haighowi udało się go przekonać, że oboje wyemigrowali do Afryki Południowej, ponieważ dr Henderson dokonał nielegalnej aborcji.

Haigh był tak zdegenerowanym socjopatą, że planował nawet odwiedzić matkę swego niedawno zmarłego szkolnego kolegi, o którego śmierci dowiedział się z nekrologu w lokalnej gazecie.

Bez wątpienia zamierzał się pozbyć zrozpaczonej matki i zagarnąć cały jej majątek. Pomysł spalił na panewce, gdy schorowana kobieta niespodziewanie zmarła.



Haighowi znów zaczęły się kończyć pieniądze, głównie z powodu hazardu i kosztownych upodobań – m.in. zamieszkał w ekskluzywnym hotelu. To tam poznał zamożną starszą kobietę, panią Olive Durand-Deacon, i obmyślił plan, jak się jej pozbyć.

W czerwcu 1948 r. Haigh zgłosił kradzież samochodu, ale jego lagondę znaleziono rozbitą u stóp urwiska. Niecały miesiąc później w pobliżu natrafiono na niezidentyfikowane zwłoki. Policja nie uznała jednak, by oba te wydarzenia były ze sobą jakoś powiązane. Haigh nawet po aresztowaniu zaprzeczał, że miał cokolwiek wspólnego z tym zabójstwem.

Haigh powiedział Barbarze, że chce odebrać ubezpieczenie za samochód, i nawet zabrał ją w miejsce, gdzie znaleziono lagondę. To wtedy dziewczyna zaczęła mieć podejrzenia w stosunku do swego narzeczonego.

Tymczasem, mimo zamordowania pani Durand-Deacon, pieniądze znów się skończyły i Haigh nie miał jak spłacić pożyczek. Próbował zapraszać różne osoby do swego warsztatu śmierci w Crawley, ale nikt nie dał się tam zwabić.

Również brat Rose Henderson zaczął znowu stwarzać problemy, nalegając, by w związku ze śmiercią w rodzinie poprosić policję o ustalenie miejsca pobytu siostry. Haigh zdał sobie sprawę, że jego także będzie musiał uciszyć.

Zanim jednak Haigh zdążył się zająć Burlinem Hendersonem, został aresztowany. Kiedy po raz pierwszy przybył do więzienia Lewes, oświadczył odbierającemu go strażnikowi: „Oto skutek załatwienia sześciu osób, ale nie dla osobistych korzyści”. W trakcie przesłuchań przyznał się do wszystkiego.



Al Capone - Mafijna legenda Chicago



Któż z nas nie słyszał nigdy o pewnym Amerykaninie włoskiego pochodzenia, którego imię i nazwisko brzmiało Alphonse Gabriel Capone? Gangster, znany również jako Scarface, który w latach 20. i 30. „trząsł” Chicago, stał się prawdziwą legendą i przeszedł do popkultury. Jak jednak naprawdę wyglądało życie jednego z najbardziej znanych gangsterów?

Brooklyn, Nowy Jork, 17 stycznia 1899 roku. Włoskim emigrantom – fryzjerowi oraz szwaczce – rodzi się właśnie czwarte dziecko. Ogarnięci szczęściem rodzice nie przypuszczali, że w przyszłości cały świat będzie wiedział kim jest Alphonse Gabriel. Mieli za to nadzieję, że ich syn poświęci się nauce. Przeszkodził jednak w tym porywczy charakter Alphonsa. W wieku 14 lat uderzył on nauczycielkę w twarz, za co został wyrzucony ze szkoły. To był jego ostatni kontakt z edukacją.
Al Capone zaczął dorabiać w różnych miejscach, udzielając się jednocześnie w gangach. Pracował również w barze w Coney Island i to właśnie tam miał zdobyć bliznę, której zasługiwał przydomek Scarface. Pewnego wieczoru podszedł do kobiety i powiedział: „Masz przepiękny tyłek i traktuję to jako komplement!”. Pochwały nie zrozumiał brat młodej damy i ciął nożem lewą stronę twarzy Capone.

Wkrótce potem, mając 19 lat, ożenił się z Irlandką Mae Coughlin, która dała mu syna i razem przeprowadzili się do Chicago. Ojcostwo jednak nie ograniczyło jego skłonności do przestępstw. Al Capone dołączył do gangu Outfit Chicago, którego przywódca – Johnny Torrio – był jego mentorem.

Szef docenił talent swojego młodego „ucznia” i powierzył mu prowadzenie restauracji, a także zajmowanie się prostytucją i przemytem alkoholu. Interes kwitł, a Al Capone umacniał swoją pozycję. Gdy jakiś bar nie chciał sprzedawać jego alkoholu, Alphonse wysyłał tam swoich ludzi, którzy jako argumentów używali nawet niszczenia lokali za pomocą bomb i karabinów maszynowych. Później Al Capone gotów był zapłacić za szkody pod warunkiem, że właściciel lokalu przystanie na jego warunki.
W 1925 roku Johnny Torrio zostaje ranny w zamachu i postanawia wrócić do swojej ojczyzny. Władzę nad gangiem Outfit Chicago przejmuje wtedy oczywiście Al Capone. Swoją przestępczą organizację traktuje jak korporację i trzymając się z dala od „brudnej roboty”, skupia się na zarządzaniu. Trzeba przyznać, że doskonale mu to wychodzi. Al Capone powiększa swoje wpływy, przekupuje urzędników i przedstawicieli władzy. Za każdym razem, gdy zostaje aresztowany, przedstawia alibi, dzięki któremu zwalnia się go nawet w sytuacji podejrzewania o dokonanie morderstwa. Znany jest również z tego, że wycisza wszystkich świadków za pomocą pieniędzy i gróźb. Jego sentencją jest: „Znacznie więcej niż dobrym słowem zdziałasz dobrym słowem i spluwą.”
Czyhające na jego potknięcia służby prawa nie były jedynym wrogiem. O wpływy w mieście z organizacją Ala Capone rywalizował North Side Gang. Z tego powodu między obiema grupami dochodziło często do „sprzeczek”, które kończyły się zajęciem dla policji i zakładów pogrzebowych. Najsłynniejsza kłótnia miała miejsce 14 lutego 1929 roku i przeszła do historii jako „Masakra w Dniu Świętego Walentego”.

Alowi Capone i to wydarzenie uszło płazem, a sam gangster dbał o swój dobry wizerunek. Ponad wszystko cenił sobie własną rodzinę, ale starał się także pomagać innym. Dzięki jego programowi walki z krzywicą, w szkołach podawano każdemu dziecku szklankę mleka dziennie. Nie można również nie wspomnieć o tym, że w czasach Wielkiego Kryzysu, restauracje należące do gangstera wydawały posiłki, z których korzystały tysiące ludzi bez środków do życia.
Te czyny nie zamydliły jednak oczu władzom federalnym. Każdy jego krok był śledzony, ale wielka ostrożność Ala powodowała, że trudno było zebrać dowody przeciwko niemu. W końcu grupie agentów prowadzonych przez Eliota Nessa udało się doprowadzić gangstera przed sąd. Al Capone został skazany na 11 lat za niepłacenie podatków. Wyrok odsiedział w trzech więzieniach (w tym w zakładzie w Alcatraz), a po wyjściu na wolność nie był już tym samym człowiekiem, co wcześniej. Podczas odsiadywania wyroku był skutecznie odcięty od swoich towarzyszy, przez co stracił swoje wpływy. Ponadto jego zdrowie fizycznie i psychiczne było poważnie osłabione. Jeszcze w więzieniu leczono go na syfilis. Później do ciężkiej choroby wenerycznej doszła również demencja. 25 stycznia 1947 roku Al Capone zmarł.

Mr. Burke & Mr. Hare

Okradanie grobów
Naukowa ciekawość dotycząca tego, co dzieje się we wnętrzu ludzkiego ciała już nie raz doprowadzała do wielkich medycznych przełomów. Odkrycia medyczne były niezwykle ważne, ale czasem dokonywano ich drogą okrężną, poprzez przestępstwa lub morderstwa.

Na początku XIX wieku w Wielkiej Brytanii zwiększała się liczba studentów zajmujących się anatomią, klasy o medycznych profilach pękały w szwach. Większość ze studentów klas medycznych mogła spokojnie uczyć się z książek, ale dziedzina anatomii wymagała ludzkich zwłok dla celów demonstracyjnych.

Prawo w Wielkiej Brytanii mówiło, że do takich celów można było używać tylko zwłok ostatnio zabitych przestępców. Przekonania religijne i przesądy nie pozwalały by cokolwiek demonstrowano na zwłokach porządnych obywateli. Jednak liczba egzekucji była zbyt mała by zaspokoić potrzeby studentów.

Właśnie dlatego bardzo często wykradano zwłoki z grobowców. "Rabusie grobów potrafili wykraść zwłoki pomiędzy patrolami nocnej straży. Dokładnie wszystko po sobie sprzątali. Gdy następnego dnia krewni zmarłego rozpaczali nad jego grobem, nikt nie przypuszczał, że zwłoki znajdują się na jakimś stole do anatomii w Edynburgu." [Hugh Douglas]

Takie zwłoki trafiały na uczelnię czy do szkoły, bez odpowiednich zaświadczeń, że są to zwłoki jakiegoś przestępcy. Wykładowcy domyślali się, że zapewne zostały one wykradzione z czyjegoś grobu. Jednak nikt się tym zbytnio nie przejmował, ponieważ najważniejsza była jak największa liczba studentów, a co za tym idzie większe zyski dla uczelni.

Dwaj Irlandczycy, William Burke i William Hare, wybrali bardziej bezpośrednią metodę by dostarczać świeże zwłoki do szkół medycznych w Edynburgu.

Przerażająca czwórka
W jednym ze swoich zeznań, William Burke tak oto opisał siebie: "Burke ma 36 lat, urodził się w parafii Orey, w hrabstwie Tyrone w Irlandii. 7 lat spędził w wojsku, większość tego czasu jako służący oficera milicji w Donegal. Ożenił się z Ballinhą, w hrabstwie Mayo. Gdy służył w armii zostawił swoją żonę i dwójkę dzieci w Irlandii. Ballinha nie pojechała z nim do Szkocji, gdzie wyjechał do pracy przy Union Canal. Często do niej pisał, jednak nie dostawał żadnej odpowiedzi. Pozostał w Szkocji dopóki nie skończono budowy. Przez dwa lata mieszkał w Peebles, pracował tam jako robotnik. Przez 18 miesięcy pracował jako tkacz, przez 5 miesięcy jako piekarz. Nauczył się reperować buty. Gdy mieszkał w Leith tym właśnie się zajmował."

Kiedy mieszkał w Maddison, podczas pracy przy Union Canal, William B. poznał Helen McDougal. Helen była rodowitą Szkotką. Opuściła swojego męża, z którym była w separacji i mieszkała z innym mężczyzną, z którym miała dwójkę dzieci, Burke i McDougal razem opuścili Maddison, gdy tylko skończyła się praca przy Union Canal. Helen porzuciła swoje dzieci. Willie i Helen najpierw odwiedzili Peebles, potem Leith, następnie Edynburg. Utrzymywali się z pracy na farmach, naprawiając stare ubrania i buty.

William Hare również przybył do Szkocji z Irlandii. Podobnie jak Burke, również pracował przy Union Canal, jednak nie wiadomo czy wtedy panowie się poznali. Po zakończeniu budowy, Hare przeniósł się do Edynburga. Znalazł tani pokój w pensjonacie w West Port. Właściciele pensjonatu, Logue i Margaret, również byli Irlandczykami. W 1826 roku Logue zmarł. Wtedy William Hare zajął jego miejsce i razem z Margaret prowadzili pensjonat. Hare nigdy nie zeznawał, tak jak to zrobił Burke. Mimo to znaleziono jego opis w Blackwood's Magazine z 1829 roku: "najbardziej brutalny człowiek, jakiego przyszło mi poznać, na pierwszy rzut oka wygląda jak idiota. Jego twarz, gdy się śmieje - a robi to często - zamienia się w dziurę, ponurą i brudną, przeraźliwie zniekształconą twarz niegodziwca".

Gdy Burke i McDougal przybyli do Edynburga wynajęli pokój w West Port. Niedługo po tym poznali też Margaret Hare. Wkrótce potem, Burke i McDougal przenieśli się do pensjonatu państwa Hare. Cała czwórka często się kłóciła. Nie wyglądali na przyjaciół, ale łączyła ich miłość do whisky i łatwego zarabiania pieniędzy, nieważne w jaki sposób.

Pierwsza dostawa
W listopadzie 1827 roku zmarł Donald, jeden z mieszkańców pensjonatu państwa Hare. Williama nie interesowało to, że ten człowiek zmarł, ale to, że Donald był mu winien czynsz za cały miesiąc - chodziło o 4 funty.

Zawiadomiono władze o śmierci Donalda. Wtedy Hare wpadł na pomysł jak odzyskać pieniądze za czynsz. Razem z Burke'm podmienili ciało w trumnie. Następnie udali się do biura profesora anatomii, pana Murno. Nie zastali go i skierowano ich do profesora Roberta Knoxa. Asystenci profesora Knoxa powiedzieli, że są zainteresowani ciałem, które w nocy mieli przetransportować.

Tej samej nocy do domu Knoxa przybyli dwaj panowie z dużym workiem. Trzech asystentów Knoxa zbadało ciało i zaoferowali nieco ponad 7 funtów za zwłoki. Obaj panowie oczywiście zgodzili się na proponowaną kwotę i opuścili dom Knoxa. W drodze powrotnej rozmawiali o tym w jak łatwy sposób można zarobić całkiem niezłe pieniądze.

Kilka dni później zachorował inny mieszkaniec pensjonatu, pan Joseph Miller. Joseph nie był tak chory jak Donald, nie zalegał też z żadnymi opłatami. Jednak Hare i Burke uznali, że pan Miller będzie ciężko i długo chorował i postanowili ulżyć mu w cierpieniach.

Obaj panowie, współczując panu Millerowi, poczęstowali go szklanką whisky. Po wypiciu trunku pan Miller zasnął. Wtedy jeden z nich zatkał nos i usta Josepha, a drugi przytrzymywał go, gdyby zaczął się wyrywać.

Joseph Miller nigdy nie odzyskał przytomności i wkrótce jego zwłoki trafiły do domu profesora Knoxa. Szczęśliwie, wszystko wskazywało na to, że Joseph zmarł śmiercią naturalną. Obaj panowie kontynuowali ten proceder przez kolejne 11 miesięcy.

Inni mieszkańcy pensjonatu byli całkiem zdrowi w związku z czym Burke i Hare musieli znaleźć jakiś inny sposób by dostarczać nowe zwłoki profesorowi Knoxowi.

Znikający ludzie

W lutym 1828 roku Abigail Simpson przejeżdżała przez Edynburg by zebrać opłaty czynszowe. Starsza pani właśnie miała wracać do domu, mając przy sobie kilka funtów, gdy spotkała Williama Hare. William zaproponował jej nocleg w swoim pensjonacie. Miała wypocząć przez długą podróżą. Kobieta zgodziła się i wkrótce poznała całą czwórkę mieszkającą w pensjonacie. Cały wieczór pili whisky. W nocy było zimno i padał deszcz. Pani Simpson zgodziła się przenocować i następnego dnia kontynuować podróż. Burke i Hare mieli co do niej inny plan, jednak byli na tyle pijani, że również usnęli.

Następnego dnia pani Simpson obudziła się z potwornym kacem. Z radością przystanęła na pomysł obu panów by napić się whisky. Pili butelkę za butelką i wkrótce pani Simpson znów zasnęła. Nie broniła się gdy Burke i Hare ją udusili. Jej ciało zapakowali do skrzynki po herbacie i jeszcze tego samego wieczoru przetransportowali do domu profesora Knoxa. Zwłoki zbadał sam profesor. Zauważył, że zgon nastąpił bardzo niedawno jednak o nic więcej nie pytał. Burke i Hare dostali za zwłoki 10 funtów.

Łatwo zarobione pieniądze bardzo szybko się rozeszły. Burke i Hare po prostu je przepili. Niedługo potem panowie znów szukali kolejnej ofiary.

Wkrótce zachorował kolejny mieszkaniec pensjonatu. Mężczyzna zajmował się sprzedażą zapałek. Podobnie jak w przypadku Josepha Millera, panowie Burke i Hare postanowili skrócić cierpienia chorego człowieka.

Burke i Hare starali się by ich towarzyszki nie wiedziały o morderstwach. Pewnego dnia Margaret Hare poznała w mieście starszą kobietę. Zaprosiła ją do siebie i poczęstowała whisky. Po kilku chwilach Margaret zaproponowała kobiecie by się położyła i odpoczęła, jednak ta piła nadal. Margaret proponowała to jeszcze trzy razy. Kobieta w końcu posłuchała, a Margaret poszła po męża. Wieczorem Hare i Burke po raz kolejny zapukali do domu profesora Knoxa przynosząc mu świeże zwłoki.

Mary i Janet
9 kwietnia 1828 roku dwie 18-letnie prostytutki z West Port, Mary Paterson i Janet Brown, rozpoczęły swoją pracę od wizyty w tawernie. Gdy piły swoją pierwszą whisky poznały Williama Burke'a. William zaprosił dziewczyny do swojego pensjonatu na śniadanie. Mary chętnie na to przystanęła, ale Janet miała więcej oporów. Wkrótce cała trójka ruszyła w stronę domu brata Williama, gdzie wspólnie dalej pili whisky i dziewczyny zjadły śniadanie. Po śniadaniu Mary usnęła przy stole. William zaproponował Janet by udali się do kolejnej tawerny. Na miejscu nadal pili whisky, Janet była pijana jednak wciąż była świadoma. W końcu Burke postanowił, że wrócą do Mary. William zaproponował kolejną butelkę whisky, jednak wtedy awanturę zrobiła Helen. W końcu William wyrzucił Helen z domu, Mary nawet się nie obudziła.

Zdenerwowana całą sytuacją Janet postanowiła opuścić mieszkanie. William starał się przekonać dziewczynę by została, jednak ta powiedziała, że wróci dopiero wtedy, gdy Helen odejdzie spod drzwi.

Zamiast wrócić do domu Janet zatrzymała się w niedalekim pensjonacie pani Lawrie. Wcześniej obie dziewczyny już tam nocowały. Janet opowiedziała pani Lawrie o wszystkim. Właścicielka pensjonatu, zaniepokojona bezpieczeństwem Mary kazała swojemu służącemu by poszedł razem z Janet i pomógł jej przyprowadzić pijaną dziewczynę.

Gdy Janet wróciła do domu Williama zastała tylko Helen i państwa Hare. Helen powiedziała jej, że Mary poszła gdzieś z Williamem i niedługo powinni wrócić. Janet odesłała służącego pani Lawrie i postanowiła sama zaczekać na koleżankę.

Służący opowiedział o wszystkim swojej pracodawczyni. Pani Lawrie nadal była zaniepokojona. Po raz kolejny wysłała służącego by wrócił razem z Janet. Dziewczyna wróciła razem ze służącym, dzięki czemu po raz trzeci uniknęła losu, jaki spotkał jej koleżankę.

Zamordowanie Mary Paterson było jednym z najbardziej ryzykownych z tych, których dotychczas dopuścili się Hare i Burke. Gdy przynieśli zwłoki do profesora Knoxa, wielu z jego studentów rozpoznało dziewczynę. Zapewne wcześniej korzystali z jej usług. Burke i Hare postanowili nikomu nie tłumaczyć, w jaki sposób weszli w posiadanie tych zwłok. Ciało było w tak dobrym stanie, że wielu studentów sporządziło szkic zwłok.

Janet długo przemierzała ulice Edynburga i przy każdej okazji wypytując o swoją przyjaciółkę.

Rodzina i przyjaciele
Pieniądze zarobione na sprzedaży ciała Mary Paterson szybko się rozeszły. Burke i Hare zaczęli szukać kolejnej okazji był łatwo coś zarobić.

Pracując od czasu do czasu jako szewc, Burke kupował skórę od starszej pani o nazwisku Effie. Pewnego dnia przyszła do Burke'a by sprzedać mu kolejną partię skór. William zaprosił ją do środka, oprowadził ją nawet po stajni, która stała obok pensjonatu. Po kilku kolejkach whisky Effie zasnęła na słomie. Wtedy Burke poszedł po Hare'a i tego samego wieczora byli bogatsi o 10 funtów.

Po tym, gdy panowie dostarczyli kilka ciał, których nikt nie rozpoznał, poza ciałem Mary Paterson, Burke i Hare postanowili znacznie bardziej ryzykować. Pewnego ranka panowie spotkali dwóch policjantów prowadzących pijaną kobietę. Funkcjonariusze odprowadzali kobietę do aresztu. Burke powiedział policjantom, że zna tę kobietę, nawet wie gdzie mieszka i chętnie odprowadzi ją do domu i przypilnuje by nic złego jej nie spotkało. Tego samego wieczoru panowie Burke i Hare byli bogatsi o kolejne 10 funtów.

W czerwcu 1828 roku, Burke spotkał starszego mężczyznę, który włóczył się po ulicach Edynburga. Burke zaprosił go do swojego domu, zaproponował wypicie kilku kieliszków whisky. Po drodze spotkali starszą kobietę i młodego mężczyznę, którzy zatrzymali ich by zapytać o drogę do swoich przyjaciół. Burke powiedział, że doskonale wie którędy powinni pójść. Burke zostawił starszego mężczyznę i powiedział, że odprowadzi starszą panią i mężczyznę tam gdzie chcą dotrzeć. Po drodze zaproponował by odpocząć u niego w domu. Starsza pani chętnie przystała na tę propozycje. Powiedziała, że młody mężczyzna jest jej głuchym wnuczkiem i oboje nie mają żadnej rodziny w Edynburgu.

Zaraz po tym jak przybyli na miejsce starsza kobieta była już pijana. Jej wnuczek spędzał czas w drugim pokoju z Margaret i Helen. W tym czasie Burke i Hare udusili starszą panią. Zaczęli zastanawiać się, co zrobić z chłopcem. Chłopak był młody i prawdopodobnie odmówiłby whisky. Panowie obawiali się wypuścić chłopaka na ulicę, ponieważ prędzej czy później sprowadziłby im na głowę kłopoty. W końcu, gdy chłopiec zainteresował się nieobecnością swojej babci, Burke chwycił chłopaka i złamał mu kark. Później zeznał, że chłopak był duszony.

Oba ciała zapakowano do starej beczki. Profesor Knox zapłacił za każde po 8 funtów.

Również w czerwcu Burke i Helen postanowili, że Helen chwilowo zawiesi swoją działalność i odwiedzi kilku krewnych. Podczas zeznań, Burke powiedział, że zaraz przed wyjazdem Helen, Margaret zaproponowała by zamordować Helen, jednak Burke się na to nie zgodził. Prawdopodobnie dlatego państwo Burke wyprowadzili się od Hare'ów. Burke podejrzewał, że Hare na własną rękę dostarcza ciała profesorowi Knoxowi.

Mimo tego, że już nie mieszkali razem, obaj panowie nadal współpracowali. Pani Olsten przyszła do nowego mieszkania państwa Burke by świętować narodziny ich nowego dziecka. Nikt już jej nigdy nie zobaczył. Kuzynka Helen, Ann McDougal przyjechała do Edynburga i zatrzymała się u państwa Burke. Niestety, również Ann została uduszona. Wspólnicy zarobili na niej 10 funtów.

Na ulicach Edynburga William Hare poznał Mary Haldane, podstarzałą prostytutkę. Zaprosił ją do siebie na kieliszek whisky. Dołączył do nich Burke i wkrótce Mary zasnęła w stajni. Mary zginęła szybko. Jednak jej córka Peggy, której Mary powiedziała, że wybiera się do Williama, przyszła do mieszkania Hare'go i pytała o matkę. Margaret i Helen odpowiedziały, że nie było w ich domu żadnej prostytutki. Dziewczyna zaczęła rozmawiać z Williamem. Poczęstowano ją whisky i wkrótce Peggy spotkał podobny los do jej matki.

Zniknięcie Mary Haldane wywołało pewne zamieszanie. Wiele osób ją znało i wiele osób zauważyło zniknięcie. Hare i Burke, nadal na wolności, znów rozglądali się za kolejną ofiarą. Teraz na celowniku znajdował się ich dobrze znany sąsiad. To morderstwo prawie ich zgubiło.

Głupi Jamie
Osiemnastoletni James Wilson, bardziej znany jako Głupi Jamie, był w okolicy dobrze znany. Bawił się z miejscowymi dzieciakami, wymyślał im różne zagadki. Mieszkał na ulicy, od czasu do czasu ktoś mu pomagał. Systematycznie odwiedzał swoją owdowiałą matkę. Jego jedyną własnością byłą tabakierka i świeczka. Miał też podziurawioną łyżkę. Było w niej siedem dziur, często służyła za kalendarz.

Na początku października 1828 roku Hare spotkał Jamiego, chłopak szukał swojej matki. Niektóre wersje podają jednak, że to Margaret znalazła Jamiego. Hare powiedział, że wie gdzie jest matka Jamesa, zaprosił go do siebie i kazał mu tam na nią czekać. Burke siedział wtedy w pobliskiej tawernie i ich obserwował. Widział jak Hare prowadzi Jamesa niczym "biedną owieczkę do rzeźnika."

Burke razem z państwem Hare nakłaniali Jamesa by napił się trochę whisky. Jamie napił się tylko trochę, mimo to po chwili smacznie spał na kanapie. Wtedy wspólnicy zaczęli dusić chłopaka. James jednak się ocknął, był silny i zaczął się bronić. Nawet udało mu się obezwładnić Burke'a, jednak w końcu obu panom udało się udusić Jamesa Wilsona.

Tego samego wieczora panowie zarobili kolejne 10 funtów. Tym razem również szybko zauważono zniknięcie chłopaka. Jego matka wszędzie o niego pytała. Studenci profesora Knoxa również rozpoznali zwłoki Jamesa. Pamiętali jego twarz, rozpoznali też dobrze znaną deformację stopy. Profesor Knox zaprzeczył, że to był zwłoki Jamesa Wilsona. Bardzo szybko zaczął sekcję zwłok, zaczynając od tych najbardziej rozpoznawalnych części ciała.

Halloween 1828 - ostatnie morderstwo
W halloweenowy poranek 1828 roku, jak co rano, Burke wypijał kilka kieliszków whisky w lokalnej tawernie. Wtedy do baru weszła starsza kobieta i zaczęła rozmawiać ze swoimi stałymi klientami. Burke zauważył, że kobieta miała irlandzki akcent. Zaprosił ją do baru, postawił kolejkę whisky. Kobieta pochodziła z Innisowen, nazywała się Mary Docherty. Burke powiedział, że jego matka też nazywała się Docherty, również pochodziła z Innisowen. Oboje musieli być spokrewnieni. Potem już łatwo nakłonił kobietę by razem poszli do jego domu.

Mary została ciepło przywitana przez Helen i przez Jamesa i Ann Gray. Państwo Gray mieszkali razem z państwem Burke. William przekonał Mary by przenocowała u nich. James i Ann Gray mieli przenieść się do domu państwa Hare.

Wszystko było ustalone. Rozpoczęła się impreza. Wypito litry whisky. Państwo Gray w końcu opuścili dom Burke'ów. Obiecali przyjść na śniadanie.

Impreza trwała dalej. Około północy rozpoczęły się tańce. W nocy, jeden z sąsiadów przechodząc obok drzwi państwa Burke usłyszał jak mężczyźni mówią podniesionymi głosami, a jakaś kobieta krzyczy "Morderstwo! Wezwijcie policję, tu popełniono morderstwo!" Sąsiad wybiegł przed dom, ale w pobliżu nie było żadnego policjanta. Gdy znów wszedł do domu panowała kompletna cisza. Mężczyzna uznał, że wszystko już jest w porządku i poszedł do swojego pokoju.

Następnego ranka wrócili państwo Gray i zauważyli, że nie było już pani Docherty. Helen powiedziała, że wyrzuciła starszą panią, gdy ta zaczęła przymilać się do Williama. Ann podeszła do łóżka by zabrać kilka rzeczy, które tu zostawiła i wtedy William nakrzyczał na nią by nie zbliżała się do łóżka. Za chwilę William znów nakrzyczał na Ann, gdy ta podeszła do łóżka by wziąć kilka ziemniaków. Wczesnym popołudniem państwo Gray zostali sami w domu. Wtedy Ann zajrzała do łóżka i zobaczyła leżące tam ciało starszej pani. Państwo Gray zamknęli się w mieszkaniu. Niedługo potem wróciła Helen. Wpuścili ją i zaczęli wypytywać o zwłoki. Helen wystraszyła się i opowiedziała o wszystkim. Prosiła też by to pozostało ich tajemnicą, obiecała płacić im co tydzień po 10 funtów. To tylko zdenerwowało pana Graya. Para szybko opuściła dom i postanowiła wezwać policję.

Helen i Margaret szybko ostrzegły swoich mężów. Gdy tej samej nocy przybyła policja w domu nikogo nie zastali. Sąsiedzi powiedzieli, że dwaj mężczyźni niedawno wyszli z domu niosąc ze sobą dużą skrzynię z herbatą. William Burke i Helen wrócili jednak do domu i niewinnie zapytali, o co chodzi. Policja postanowiła przesłuchać ich osobno. Policjanci chcieli wiedzieć wszystko na temat zwłok starszej pani. William domyślał się, że Helen zezna podobnie i powiedział, że pani Docherty opuściła ich dom około 7 rano. Helen również powiedziała, że starsza pani wyszła około 7, ale wieczorem. Ta dwunastogodzinna rozbieżność wydała się dosyć podejrzana. W związku z tym postanowiono przeprowadzić znacznie dokładniejsze przesłuchania. Anonimowy informator zeznał, że ciało starszej pani dostarczono profesorowi Knoxowi. W pracowni profesora zwłoki pani Docherty zidentyfikował James Gray.

Państwo Burke wylądowali w więzieniu. Wkrótce dołączyli do nich państwo Hare. Policja rozpoczęła śledztwo mające na celu wyjaśnienie wielu zaginięć, które miały miejsce w ciągu ostatnich 11 miesięcy.

Proces
Policjanci bardzo ciężko pracowali. Dokonano autopsji Mary Docherty, przesłuchano sąsiadów państwa Hare i Burke, wiele razy przesłuchiwano także czwórkę podejrzanych. Ich zeznania nie pokrywały się. Twierdzili, że nigdy nie spotkali Mary Docherty. Burke zeznał nawet, że pewnego dnia przyszedł do niego niejaki William Hare, któremu Burke naprawiał buty, i miał ze sobą dużą skrzynię po herbacie. Helen najwyraźniej nie wiedziała, że tak powinna zeznać. Nie potwierdziła teorii Williama, że Hare był nieznajomym.

6 listopada lokalna gazeta w Edynburgu pisała na swoich łamach o zaginięciu głupkowatego chłopca, wszystkim znanego Głupiego Jamie. Ta informacja zainteresowała Janet Brown. Kobieta udała się na policję i zidentyfikowała ciuchy znalezione w mieszkaniu Burke'ów jako rzeczy Mary Paterson.

Społeczeństwo było wstrząśnięte. Wszyscy domagali się surowych wyroków dla całej czwórki, a także dla profesora Knoxa. Główny prokurator miał problem z tym, kogo i o co oskarżać. Nie było żadnych świadków, dlatego całe oskarżenie mogło opierać się jedynie na dowodach poszlakowych. Nawet zeznanie państwa Gray czy identyfikacja ubrań należących do Mary Paterson nie były najmocniejszymi dowodami. Podejrzewano również, że Helen i Margaret były drugoplanowymi uczestnikami morderstw i nie będą zeznawały przeciwko swoim towarzyszom życia.

Minął miesiąc. Uznano, że główną rolę w tym wszystkim odgrywał William Burke. Williamowi Hare obiecano wolność, jeśli zgodzi się zeznawać przeciwko swojemu kompanowi. Hare zgodził się i już wkrótce William Burke i jego przyjaciółka Helen byli oskarżeni o zamordowanie Mary Docherty. Oskarżono ich również o zamordowanie Głupiego Jamie i Mary Paterson. Proces rozpoczął się w Boże Narodzenie.

Podczas rozprawy państwo Hare jak i inni świadkowie zeznali, że głównymi sprawcami morderstw byli William Burke i Margaret. Zeznali również, że widzieli ofiary w ich towarzystwie zaraz przed ich zniknięciem.

Obrońca Williama Burke starał się umniejszyć rolę swojego klienta w popełnianych zbrodniach. Obrońca Helen wskazywał na to, że kobieta przeraziła się gdy zamordowano Mary i to ona właśnie krzyczała "Morderstwo". Krzyki te słyszał ich sąsiad.

Sąd zastanawiał się tylko 50 minut. Werdykt był następujący - William Burke został uznany winnym, Helen została uniewinniona. William Burke rozpłakał się gdy usłyszał werdykt. Objął Helen i powiedział do niej: "Jesteś wolna od kłopotów!"

William Burke został stracony 28 stycznia 1829 roku. W ciągu miesiąca który minął od wydania wyroku do egzekucji William udzielił dwóch wyczerpujących wypowiedzi. W obu przyznał, że razem z Williamem Hare popełnili 16 morderstw. Podczas egzekucji tłumy ludzi domagały się podobnego zakończenia dla Williama Hare i profesora Knoxa.

Helen wróciła do domu. Jednak tam czekał na nią rozwścieczony tłum i policja musiała pomagać kobiecie w ucieczce. Wyjechała do Anglii, do Newcastle. Wieści o dokonanych morderstwach szybko przybyły za nią, i znów policja musiała ją ratować przed rozwścieczonym tłumem. Potem wszelki słuch o niej zaginął. Pewne źródła podają, że wyjechała do Australii i zmarła tam w 1868 roku.

Margaret Hare również zniknęła. Po tym jak została zwolniona, musiała uciekać do Glasgow, następnie do Greenock. Prawdopodobnie wróciła do Irlandii.

William Hare został zwolniony w lutym 1829 roku. Nigdy nie spotkał się z Margaret. Ostatnie wieści na jego temat mówią, że wyjechał na południe Anglii, do miasteczka Carlise. Inne źródła podają, że w Londynie został oślepiony przez tłum. Podobno wrzucono go do dołu z wapnem.

Doktor Robert Knox starał się nie zwracać na siebie uwagi. Nie przyznawał się do jakichkolwiek interesów z mordercami. Mimo to tłum często protestował pod jego domem i uczelnią. Doktor Knox nadal wykładał anatomię, dopóki nie zmalała liczba jego studentów, którzy nie chcieli by uczył ich człowiek z takimi znajomościami. Dwa razy ubiegał się o wolne stanowiska na Uniwersytecie w Edynburgu, dwa razy odrzucono jego kandydaturę. W końcu przeniósł się do Londynu. Zajmował się pocztą w Cancer Hospital. Zmarł w 1862 roku.

Przygotował Michał Filipczak
na podstawie Crime Library

Żaba z Loveland

Bardziej znana jako lovelandzki Jaszczur, stworzenie humanoidalne z twarzą żaby. Pierwszy raz spotkano się z nią w miasteczku Loveland (Ohio) w Maju 1955. Jak wynika z raportów, możliwe jest iż żyje tam więcej niż jedna taka kryptyda.

W 1955 roku stworzenie zostało dostrzeżone przez pewnego biznesmena, który twierdzi że widział trzy albo cztery humanoidalne stworzenia o głowach żaby i wzroście około trzech stóp, przycupnięte pod mostem nieopodal Loveland.

Przez następne siedemnaście lat nie było żadnej wzmianki o "żaboludach". Gdy 13 marca 1972 pojawiły się zeznania policjanta który twierdzi że widział człowieka-żabę o wzroście około 4 stóp, znowu nieopodal Loveland, z zeznań wynika że Żaba skoczyła na tory kolejowe a następnie do rzeki Little Miami.

Dwa tygodnie później, inny policjant dostrzegł potwora, tym razem stojącego na drodze, jednak i tym razem Żaba uciekła po oddaniu w nią przez oficera niecelnego strzału.
Urzędnik w ten sposób opisał stworzenie:
Stworzenie o wzroście czterech stóp, oraz wadze 50 do 75 funtów, łuskowata skóra, włosy zbite w kołtun na jego ciele, które sprawiały że wyglądało na dobrze zbudowane, możliwe że posiadało ogon, głowa podobna do żaby oraz jaszczurki i mógłby przeskakiwać bariery na drogach.
Miejscowy rolnik także ujrzał lovelandzką żabę. Jego spotkanie miało miejsce jeszcze tego samego miesiąca. Urzędnicy, których rolnik poinformował o tym nietypowym spotkaniu, nic nie powiedzieli, jednak media i tak się o tym dowiedziały.
Personel bezpieczeństwa w motelu na Dominikanie zobaczył istotę podobną do już wspomnianej we wrześniu 1998. Powiedzieli, że miała około pięć stóp wzrostu i trzy stopy szerokości.

Sceptycy powołują się na fakt, że nie ma żadnych naukowych zeznań na temat lovelandzkiej żaby. Innym argumentem jest niewielka liczba zrelacjonowanych obserwacji. Istnieje jednak możliwość że jest dużo nie zgłoszonych spotkań z człowiekiem- żabą.

Możliwe wyjaśnienia:

-Niektórzy uważają że Żaba z Loveland to nic innego jak Kappa, japońska kryptyda ponieważ opisy Kappy są bardzo podobne do opisów Żaby z Loveland.
-Lovelandzka Żaba może być nie odkrytym, albo niesklasyfikowanym gatunkiem płaza lub gada.
-W bardzo rzadkich przypadkach, aligatory i krokodyle wychodziły bardzo daleko na północ. Jednak większość, jeżeli nie wszystkie znalezione w Ohio były wypuszczane w miejsce z którego przybyły. Jednakże, częstotliwość obserwacji sprawia że jest to mało prawdopodobne wyjaśnienie.