środa, 20 lutego 2013

John Haigh - Acid Bath Murderer


Jednym z najbardziej niezwykłych i niepokojących przypadków wielokrotnego morderstwa są zbrodnie popełnione przez Johna Haigha, szanowanego, wytwornie się ubierającego i czarującego mężczyzny z klasy średniej, który pod koniec lat 40. XX w. zabił co najmniej sześć osób – w taki sposób, że zaczęto go nazywać wampirem..

Motywów Haigha, który zwabiał ofiary, by spożywać ich krew, a zwłoki rozpuszczał w kwasie, nigdy jednoznacznie nie wyjaśniono. Kwestionowano to, co sam mówił na ten temat – jakoby od dzieciństwa cierpiał na obsesje na tle ikonografii religijnej i fantazji o składaniu ofiar, mające związek z wychowaniem w niezwykle pobożnej rodzinie. Sceptycy uważają, że jego wampiryczne upodobania nie wynikały bynajmniej z szaleństwa i w rzeczywistości był wyrachowanym mordercą, który w swej arogancji wierzył, iż brak zwłok uniemożliwi powiązanie go ze zbrodnią.

John George Haigh urodził się 24 lipca 1909 roku w Stamford w hrabstwie Lincolnshire. Rodzina przeniosła się do Outwood w West Yorkshire, gdzie Haigh spędził następne 24 lat życia. Wychował się w domu religijnych fanatyków, w którym synowi stale przypominano, że zawsze i wszędzie obserwuje go widzący wszystko i surowy „Pan”. Sam Haigh twierdził, że miał ponure i samotne dzieciństwo. Jego jedynymi przyjaciółmi było kilka zwierzątek i pies sąsiada. Wysoki płot wokół domu, wzniesiony przez ojca, uniemożliwiał jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.

Rodzice Haigha należeli do religijnej sekty zwanej Braćmi Plymouth, purytańskiej i antyklerykalnej. Jedyną formą rozrywki były historie biblijne. Członkom nie wolno było nawet uprawiać jakiegokolwiek sportu.

Według Haigha seniora świat był „zły”, dlatego rodzina musiała się od niego odseparować. Ojciec twierdził także, że niebieskie znamię na jego głowie powstało w wyniku „grzechów”, jakie popełnił w młodości, trudno się więc dziwić, że młody Haigh zaczął się obsesyjnie bać, iż w następstwie jakiegoś błahego przewinienia również doczeka się podobnego „znaku diabła”. Jego matka, jak mu powtarzano, nie została w żaden sposób „napiętnowana”, ponieważ była aniołem.




Podobno punktem zwrotnym w rozwoju psychicznym chłopca było odkrycie, że choć zdarzało mu się kłamać i popełniać inne wykroczenia, żadne znamię się nie pojawiło. Wtedy zaczął wierzyć, że jest niepokonany i wszystko mu ujdzie na sucho.

Twierdzenia, jakoby dręczyły go upiorne koszmary senne, w których drzewa zamieniały się w krzyże płaczące krwią, trzeba traktować z ostrożnością. Jak później odkryto, Haigh był notorycznym kłamcą i manipulatorem, gotowym powiedzieć wszystko, co tylko poprawiłoby jego sytuację. W chwili aresztowania za zabójstwo bardzo się interesował tym, co go może spotkać, gdyby go uznano za psychicznie chorego, najwyraźniej więc zdawał sobie sprawę, że opłaci mu się udawać w sądzie wariata i człowieka zwichrowanego w dzieciństwie.

W 1934 r. Haigh przestał chodzić do kościoła rodziców i poślubił 21-letnią Beatrice Hammer, którą ledwo znał. Choć ona także nie wiedziała, jaki w gruncie rzeczy ma charakter, była pod wrażeniem jego manier i uroku osobistego. Przyjęła oświadczyny, a ślub odbył się 6 lipca.

Rodzice Haigha pozwolili młodej parze mieszkać u nich, ale małżeństwo przetrwało zaledwie około czterech miesięcy, ponieważ w październiku 1934 r. Haigha aresztowano i skazano na więzienie za oszustwo. W trakcie odsiadywania przez niego wyroku Beatrice urodziła córeczkę, którą oddała do adopcji. Haigh widział Beatrice jeszcze tylko raz, bardzo krótko, i okłamał ją wtedy, że nigdy nie byli oficjalnie małżeństwem, ponieważ był już wówczas żonaty.

Pomimo swoich talentów Haigh spędził w więzieniu sporo czasu, głównie za rozmaite oszustwa w kilku nielegalnych przedsięwzięciach. Przez krótki okres pracował w parku rozrywki prowadzonym przez Williama Donalda McSwana i jego rodziców Donalda i Amy McSwan. Wszyscy oni lubili Haigha, awansowali go i z żalem żegnali, gdy zdecydował się szukać szczęścia gdzie indziej.

Jego następne przedsięwzięcie, polegające na założeniu fikcyjnej kancelarii prawnej, kosztowało go cztery lata więzienia. Odsiadując wyrok, obmyślił nowy sposób na szybkie wzbogacenie się. Postanowił mianowicie rozejrzeć się za bogatymi kobietami w starszym wieku. Haigh uznał też, że jeśli skutecznie pozbędzie się zwłok, nikt nie udowodni mu nigdy morderstwa.



Bez wątpienia to dlatego w więziennym warsztacie podjął pracę przy wytrawianiu metalu kwasem siarkowym, co pozwoliło mu eksperymentować na myszach i badać działanie kwasu na tkankę zwierzęcą.

Kiedy wyszedł na wolność, zaczął realizować swój makabryczny plan. Na pewien czas zamieszkał u rodziny Stephenów, gdzie zaprzyjaźnił się z jedną z córek, Barbarą, która mimo 20-letniej różnicy wieku wierzyła, że może zostać następną panią Haigh.

W 1944 r. Haigh przeżył wypadek samochodowy i został ranny w głowę, w wyniku czego wystąpiło krwawienie w ustach. Później twierdził, że to wydarzenie stało się katalizatorem, który na powrót przywołał w jego umyśle dawne koszmary pełne krwi. Wkrótce potem wynajął piwnicę przy 79 Gloucester Road, gdzie założył swój „warsztat”, śmiertelną pułapkę, do której wabił niczego nie podejrzewające ofiary.


Zbrodnie:


W pubie w Kensington Haigh przypadkiem spotkał swego byłego pracodawcę „Maca” McSwana, który ucieszył się na jego widok i zabrał go do rodziców. W czasie przyjaznej pogawędki opowiedzieli Haighowi o swych niedawnych inwestycjach w nieruchomości. Ta informacja przypieczętowała ich los. Haigh przez kilka tygodni utrzymywał intensywne kontakty towarzyskie z „Makiem”, by 9 września 1944 r. w końcu zrealizować swój plan.

W swym dzienniku Haigh twierdził, że nagle poczuł straszliwy głód krwi, uderzył więc McSwana w głowę tępym narzędziem. Potem poderżnął mu gardło, wziął kubek, z szyi swej ofiary upuścił trochę krwi i ją wypił.

Później znalazł sporą beczkę, w której umieścił ciało McSwana, i napełnił ją kwasem siarkowym. W zeznaniach opisał, jak musiał wyjść na zewnątrz, kiedy ciecz przykryła zwłoki i zaczął się dusić od oparów. Beczkę przykrył i poszedł do domu spać, pozostawiając swego byłego pracodawcę i znajomego, by się rozpuścił w kwasie. W nocy jakoby znów śniły mu się surrealistyczne koszmary pełne krwi.

Następnego dnia z McSwana pozostało niewiele więcej niż zimna ciecz i grudki, które Haigh wylał do ścieków. Świadomość, że zabił człowieka i pozbył się wszelkich śladów, wprawiła go w euforię.



Haigh zdołał przekonać rodziców McSwana, że ich syn zniknął, by uniknąć poboru. Wysyłał im nawet fałszywe pocztówki ze Szkocji, podszywając się pod niego. Przede wszystkim jednak rozmyślał, jak przejąć resztę majątku McSwanów.

Do następnego morderstwa przygotował sobie nowy sprzęt, który miał mu ułatwić rozpuszczanie zwłok. W swej piwnicy zainstalował pompę i stalową wannę, dodatkowo pomalowaną, by była jeszcze bardziej odporna na korozję; w sklepie dla majsterkowiczów kupił też blaszaną maskę ochronną.

Zabójstwo McSwanów
Według policji, zanim Haigh zrealizował swój plan pozbycia się państwa McSwanów, zamordował pewną kobietę w średnim wieku pochodzącą z Hammersmith.

McSwanowie zniknęli 2 lipca 1945 r. Zginęli w równie dramatyczny sposób jak ich syn. Haigh najpierw ich zabił silnym ciosem w głowę, później jakoby pił ich krew, po czym zwłoki rozpuścił w kwasie.

Poinformowawszy gospodynię McSwanów, że oboje wyjechali do Ameryki, Haigh załatwił, by mu przekazywano całą korespondencję do nich, w tym emeryturę pana McSwana. Następnie sfałszował podpis ich syna na pełnomocnictwie. Przejąwszy pod fałszywym nazwiskiem nieruchomość pani McSwan, sprzedał ją, na czym zarobił prawie 2000 funtów. Wraz ze zdobytymi papierami wartościowymi i pieniędzmi ze sprzedaży reszty majątku dało mu to w sumie 6000 funtów.

Przez pewien czas Haigh utrzymywał się z rozmaitych oszustw, m.in. podawał się za urzędnika patentowego i założył fałszywe biura w kilku miejscowościach. Mniej więcej w tym samym okresie, jak później zeznał policjantom, zabił młodego mężczyznę imieniem Max z Kensington, którego zwłok także się pozbył.

Pieniądze zdobyte na McSwanach szybko się rozpłynęły i Haigh zaczął się rozglądać za nowymi ofiarami. Tym razem wybrał bardziej stateczną parę, doktora Archibalda Hendersona, lat 52, i jego młodszą o 11 lat żonę Rose, którzy sprzedawali dom.



Zaprzyjaźnił się z nimi pod pretekstem wspólnych zainteresowań muzyką i umiejętnie wydobył z małżonków informacje na temat ich stanu posiadania.

Haigh wynajął magazyn na Leopold Road w londyńskiej dzielnicy Crawley, przewiózł tam swój sprzęt z Gloucester Street i odtworzył makabryczny warsztat pracy. Tym razem zamówił trzy butle kwasu siarkowego i dwie 200-litrowe beczki bez wieka.

12 lutego 1946 r. zawiózł pana Hendersona samochodem do Crawley i tam strzelił mu w głowę z jego własnego rewolweru. Zwłoki zostawił w magazynie i pojechał po panią Henderson. Nie miała ochoty na przejażdżkę, ale w końcu udało mu się ją przekonać. Jej także Haigh strzelił od tyłu w głowę, zwłoki rzucił obok ciała męża i zostawił je na noc. Później twierdził na policji, że pił krew z obojga.

Haigh rozpuścił oba ciała w kwasie, ale tym razem nie do końca zdołał zatrzeć ślady, ponieważ stopa pana Hendersona pozostało nienaruszona. Złoczyńca nie przejął się tym zbytnio i wylał całą zawartość beczek w rogu podwórza. Był już wówczas przekonany o swej bezkarności.



Bardzo starannie zadbał o stworzenie pozorów, iż Hendersonowie wciąż żyją. Napisał nawet długi list do brata Rose Henderson, podrabiając jej charakter pisma. Ze sprzedaży nieruchomości i reszty majątku małżeństwa uzyskał w sumie około 8000 funtów. Posunął się nawet do tego, że swej dziewczynie Barbarze podarował część ubrań pani Henderson.

Nieoczekiwanie brat Rose, Burlin, postanowił pójść na policję. Haighowi udało się go przekonać, że oboje wyemigrowali do Afryki Południowej, ponieważ dr Henderson dokonał nielegalnej aborcji.

Haigh był tak zdegenerowanym socjopatą, że planował nawet odwiedzić matkę swego niedawno zmarłego szkolnego kolegi, o którego śmierci dowiedział się z nekrologu w lokalnej gazecie.

Bez wątpienia zamierzał się pozbyć zrozpaczonej matki i zagarnąć cały jej majątek. Pomysł spalił na panewce, gdy schorowana kobieta niespodziewanie zmarła.



Haighowi znów zaczęły się kończyć pieniądze, głównie z powodu hazardu i kosztownych upodobań – m.in. zamieszkał w ekskluzywnym hotelu. To tam poznał zamożną starszą kobietę, panią Olive Durand-Deacon, i obmyślił plan, jak się jej pozbyć.

W czerwcu 1948 r. Haigh zgłosił kradzież samochodu, ale jego lagondę znaleziono rozbitą u stóp urwiska. Niecały miesiąc później w pobliżu natrafiono na niezidentyfikowane zwłoki. Policja nie uznała jednak, by oba te wydarzenia były ze sobą jakoś powiązane. Haigh nawet po aresztowaniu zaprzeczał, że miał cokolwiek wspólnego z tym zabójstwem.

Haigh powiedział Barbarze, że chce odebrać ubezpieczenie za samochód, i nawet zabrał ją w miejsce, gdzie znaleziono lagondę. To wtedy dziewczyna zaczęła mieć podejrzenia w stosunku do swego narzeczonego.

Tymczasem, mimo zamordowania pani Durand-Deacon, pieniądze znów się skończyły i Haigh nie miał jak spłacić pożyczek. Próbował zapraszać różne osoby do swego warsztatu śmierci w Crawley, ale nikt nie dał się tam zwabić.

Również brat Rose Henderson zaczął znowu stwarzać problemy, nalegając, by w związku ze śmiercią w rodzinie poprosić policję o ustalenie miejsca pobytu siostry. Haigh zdał sobie sprawę, że jego także będzie musiał uciszyć.

Zanim jednak Haigh zdążył się zająć Burlinem Hendersonem, został aresztowany. Kiedy po raz pierwszy przybył do więzienia Lewes, oświadczył odbierającemu go strażnikowi: „Oto skutek załatwienia sześciu osób, ale nie dla osobistych korzyści”. W trakcie przesłuchań przyznał się do wszystkiego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz